środa, 2 września 2015
Prolog
Palce rozprostowują się i kurczą. Paznokcie drapią goły beton. Oczy szaleńczo pragną znaleźć skrawek światła, a gdy to się dzieje blade ciało zrywa się i rzuca w kierunku małego świetlika, niemal pod sufitem. Dłonie spoczywają na ścianie, przynajmniej metr pod okienkiem. Nie ma takiej siły, która byłaby w stanie je otworzyć. Paznokcie znów drapią beton, tym razem na ścianie. Ciało powoli traci siły i opada na ziemię. Jest ubrane w szary podkoszulek, bez rękawów, które już dawno zostały oderwane, oraz czarne spodnie, długością przypominające spodenki. Stopy są nagie, paznokcie zaniedbane, skóra blada, gdyby nie spazmatyczne ruchy, można by rzec, że to trup. Ciało wzdryga się, kiedy słyszy krzyk. Krzyk jest jednym z nielicznych dźwięków, które słyszy. Siada i stara się zapomnieć o wszystkim, co złe. Zamyka oczy, a po policzkach spływają łzy. Otwiera zsiniałe usta i zaczyna śpiewać. Teraz ciało wygląda całkiem ludzko. Śpiewa. Śpiewa jedyną piosenkę, którą pamięta.
Raz królewna złotowłosa
Piękny miała sen
Że splatała złote włosy
Złociste jak len
Przyszedł do niej grajek
Mówi: Pójdź królewno
Konwalie ze mną rwać
Pójdź pójdź
Pójdź pójdź
Konwalie
Ze mną
Rwać
Drobny palec przejechał po białym kwiatku, narysowanym na betonie kawałkiem kredy. Blond kosmyki otuliły bladą twarz, a niebieskie oczy zamknęły się, by pozwolić ciału choć na chwilę odpocząć. Dziewczyna westchnęła cicho przez sen, śniąc o białych konwaliach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)