Istnieją głosy, które chcą, byś je usłyszał
Tyle do powiedzenia, ale nie potrafisz znaleźć słów
Ta woń magii i piękno, które było
Gdy miłość była groźniejsza od wiatru
Słuchaj swego serca
Gdy do ciebie przemawia
Słuchaj swego serca
Nie możesz zrobić nic innego
Nie wiem dokąd się udajesz
I nie wiem dlaczego
Ale posłuchaj swojego serca
Zanim powiesz mu "żegnaj"
~ODRIEE~
Z samego ranka, dość wczesną porą usłyszałam czyjąś głośną rozmowę. Nie otwierałam oczu, bo powieki wydawały się ważyć tonę, ale za pomocą wyobraźni próbowałam sobie stworzyć obraz dwóch osób, które wymieniały się zdaniami. Jeden głos dobrze poznałam . Była to starsza pielęgniarka, która ostatnio mówiła coś szeptem do tego młodego pielęgniarza, kiedy ja stałam jak sierota odłączona od tematu.
Kobieta rozmawiała z kimś o ochrypłym, niemal gorzkim głosie. Z pewnością był to dorosły mężczyzna. W każdym jego słowie potrafiłam wyczuć jad, którym atakował biedną pielęgniarkę.
- Pani Collins! - Lekko się wzdrygnęłam. - Proszę mnie teraz nie męczyć. Mam masę pracy i jeszcze panią na głowie! - warknął mężczyzna, a ja przed oczami miałam jak człowiek wyrzuca ręce do góry.
Mimo wielkiego lenia jaki mnie trzymał, zwlekłam się z łóżka i podeszłam do drzwi. Ciekawość zwyciężyła z chęcią na smaczny sen. Przyłożyłam ucho do zimnej powłoki drzwi, by lepiej słyszeć.
- Panie Hetfield, proszę dobrze to przemyśleć. - mówiła kobieta. - Jestem nienagannym pracownikiem i wcale mi się nie spieszy na emeryturę...
Brzmiała jakby miała się rozkleić, jej głos drżał.
-Pracuję tu od dwudziestu lat, ten szpital jest moim drugim domem. Nie może tak nagle mnie pan zwolnić. - powiedziała ostrzej, ale cudem dosłyszałam jak głośno przełyka ślinę. Cóż, jak na dom wariatów, to ściany są bardzo cienkie.
- To ja jestem dyrektorem tego szpitala, mogę robić wszystko co uznam za odpowiednie. Zmarszczyłam brwi, gdy mężczyzna prawie wykrzyczał to zdanie. Myślałam, że pracodawcy powinni dobrze traktować zatrudnionych ludzi. Szczególnie tych, którzy wykonują swoje obowiązki bez problemu. Po kilku krótkich chrząknięciach, mężczyzna wycedził kilka zdań.
- Jeszcze się zastanowię, ale niczego nie obiecuję. - westchnął, jakby pozbawiony sił na dalszy dialog z upierdliwą kobietą. - Powinna pani zrozumieć, że to dla pani zdrowia! Przy ciężkiej pracy kręgosłup wysiada, stawy są nadwyrężane. - Głosy cichły, co oznaczało że się oddalają. - Proszę jak najszybciej zrobić badania i mi je dostarczyć. - To było ostatnie, co mogłam usłyszeć.
Po zjedzeniu śniadania, które swoją drogą było niesmaczne, spacerowałam korytarzami szpitala. Oczywiście nie sama, kroku dotrzymywała mi pielęgniarka Pagie. Dziewczyna nie wyglądała tak blado jak ostatnio, gdy zobaczyła mnie ponownie po naszym małym incydencie w mojej klatce. Jak teraz o tym myślę, to przyznaję że przesadziłam. Nie powinnam tak agresywnie reagować, ale czułam się wtedy jakby wszyscy się nade mną użalali.
Biedna Ali, została porwana przez gwałciciela... Zamknijmy ją w czterech ścianach, może dzięki temu nie podetnie sobie żył.
Czy gdzieś w świecie jest ktoś lub coś, co będzie mogło odciążyć mnie od pamięci? Czy istnieje taka możliwość, że kiedyś znów zasmakuję normalnego życia?
Mam nadzieję że tak, bo jak na razie moje życie smakuje i zajeżdża rybą.
Po skończonej pracy usiadłem na chwilę w salonie. Spojrzałem na włączony telewizor, by obejrzeć wieczorne wiadomości. Większość pacjentów znajdowała się już w swoich pokojach, więc mogłem pogłośnić, by lepiej słyszeć. Na ekranie pojawiły się ujęcia ulic jakiegoś miasteczka, płonące budynki po obu stronach, biegający ludzie, ktoś coś krzyczał. Zmarszczyłem brwi. Pośród tego całego bałaganu stał dziennikarz-hardkor w potarganej kurtce i wyjaśniał co się właśnie dzieje i w jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazł. Nie zwracałem zbytnio uwagi na jego słowa, bo miałem wrażenie, że skądś znam miejsce, w którym jest.
" - ...Zbliżają się do Londynu... - " powiedział dziennikarz, a mnie wbiło w fotel. No tak. Miasteczko niedaleko Londynu, byłem tam kiedyś. Trudno było rozpoznać ulice w tym bałaganie. Zacząłem uważniej słuchać. Z tego, co mówił dziennikarz wynikało, że terroryści napadają coraz to kolejne miasta Anglii, bez żadnego ostrzeżenia, z ukrycia. Nie wiadomo które miasto będzie następne, bo są pogrupowani po kilkanaście osób i rozstawieni po całej Anglii. Wojsko robi co może, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć kolejnego ataku.
Patrzyłem przez chwilę tępo w telewizję. W każdej chwili nasze życie może się zamienić w jeden wielki stos. Spłoniemy wszyscy, jak czarownice, nawet nie wiedząc za co. Przyłożyłem palce lewej dłoni do ust. Świat Bianki, który chciałem odbudować ponownie legnie w gruzach.
Nie mam pojęcia, jak mógłbym jej pomóc.
Jedyne co wiem, to że zaczęła się wojna.
_________________________________________________________________________________
Na początek bardzo bardzo mocno przepraszamy za takie opóźnienie, ale no niestety jakoś chęci brak, choć głowy pełne pomysłów :C ( Ja mam teraz egzaminy, sry ;( - Carrie )
Mamy nadzieję, że mimo to ktoś tu jeszcze został i czeka na rozdzialik, który no.. jest jaki jest, mamy nadzieję, że się nie rozczarowałyście za bardzo. Tak więc, jeszcze raz bardzo przepraszamy, postaramy się poprawić ^^
Enjoy!
- Obli Viate
- Carrie SS.
To przez tego tuńczyka, który zawitał rano na moim talerzu. Nie cierpię ryb. W ostatnim czasie zjadłam chyba dziesięć puszek sardynek, które odpychająco pachniały. Aż dziwne, że skrzela mi nie wyrosły po tym paskudztwie.
Blondynka niepewnie opowiadała o swoim wczorajszym dniu. Nie byłam zbytnio zainteresowana, tym że jakaś wytatuowana dziewczyna z niebieskimi włosami, została przyłapana na próbie kradzieży okularów przeciwsłonecznych, kiedy to ona przymierzała nowe szorty. Jeżeli jestem dobrze poinformowana, to mamy październik, a Pagie nie wygląda na "Codziennie ćwiczę, by mieć atrakcyjny sześciopak na brzuchu", dlatego nie mam pojęcia po co blondynka kupiła szorty.
Mimo nudnej historyjki, która wcale mnie nie wprawiła w głębsze refleksje, byłam w jakiś sposób wdzięczna tej dziewczynie. Wykorzystywała swój cenny czas na spędzanie go ze mną i chcąc być miłą pielęgniarką, opowiadała mi o swoich ''ciekawych'' przeżyciach. Ale przecież to jej praca.
Megan wydzwaniała do mnie przez cały dzień. Nie napisała ani jednego SMSa. Nie odbierałem, bo nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Żeby zająć czymś myśli skupiłem się na pracy. Pchnąłem metalowy wózek i wjechałem do ostatniego pokoju. Blondynka siedziała oparta o łóżko czytając gazetę, którą zabrała, gdy byliśmy u lekarza i udawała, że nie zwraca na mnie uwagi. Położyłem talerz z jajecznicą na małym stoliku i usiadłem na łóżku.
- Piszą coś ciekawego? - zapytałem od niechcenia. Mruknęła coś w odpowiedzi. Kobiety.
- Powinnaś zjeść kolację - zauważyłem. Pokiwała tylko głową, nie ruszywszy się z miejsca.
- Jesteś irytująca.
- Mhm - mruknęła i obróciła stronę.
- Ty mnie w ogóle słuchasz? - zmarszczyłem brwi i oparłem się łokciami o kolana.
- Mhm.
- Mówiłem, że powinnaś zjeść - pomachałem jej rękami przed oczyma. Uniosła dłoń i klepnęła mnie w ramię.
- Zasłaniasz mi - powiedziała cichym głosem.
- O, wreszcie zauważyłaś, że tu jestem - westchnąłem znów i wstałem z łóżka. Wziąłem talerz w dłoń i usiadłem obok Bianki. Nałożyłem trochę jajecznicy na łyżkę i zbliżyłem do jej ust.
- Powiedz "aaa" - powiedziałem, próbując się nie roześmiać. Przygotowałem się na kolejne uderzenie z jej strony, ale ona jak gdyby nigdy nic otworzyła usta.
- Aaa - odpowiedziała, dalej czytając. W zupełnym osłupieniu, nie bardzo wiedząc, co robię, włożyłem łyżkę do jej ust. Zjadła i otworzyła ponownie.
- Aaa.
- Poważnie? Mam cię karmić? - zapytałem, gdy już odzyskałem całkowitą świadomość moich czynów. Karmienie pacjentów mi się zdarzało, ale zazwyczaj byli oni sparaliżowani, lub spięci pasami.
- Masz z tym jakiś problem? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Ależ skąd - mruknąłem sarkastycznie i podałem jej kolejną łyżkę. Karmiłem ją przez kilka minut, a ona dalej czytała swoje czasopismo.
Po jakimś czasie talerz był całkiem pusty. Spojrzałem na blondynkę, która wciąż nie odrywała wzroku od lektury.
- Aaa. - Otworzyła znów usta.
- Już zjedzone - odparłem. Wreszcie zamknęła gazetę i spojrzała na mnie z rozczarowaniem.
- O, to wielka szkoda - westchnęła i dotknęła palcem wskazującym czubka nosa. - Była za mało słona. Ale smaczna. Mógłbyś częściej mi ją gotować.
- Jajecznicę się smaży nie gotuje, a poza tym to kucharki przyrządzają kolację. Ja ją tylko przynoszę.
Spojrzała na mnie morderczym spojrzeniem.
- WIEM, że kucharki gotują. Ale lubię myśleć, że to ty mi ją przyrządzasz. - Zmarszczyła lekko nos.
Zdziwiły mnie te słowa. O co może jej chodzić? Chciałaby, żebym to ja jej gotował?
- Chyba nie próbujesz mnie podrywać? - zaśmiałem się.
- Oczywiście że nie, baranie. Po prostu chciałabym, żeby typ, który jest moim opiekunem miał choć jedną przydatną cechę. Na przykład gotowanie. - Uśmiechnęła się do mnie sarkastycznie. Fuknąłem cicho nosem i poklepałem ją po głowie, wstając.
- Kiedyś ci coś ugotuję - puściłem jej oczko i schowałem talerz na dolną półkę wózka.
- Do widzenia, Louis - zawołała za mną, gdy wychodziłem. To był drugi raz tego dnia, kiedy mnie zamurowało z jej powodu i pierwszy raz odkąd się znamy, kiedy zwróciła się do mnie po imieniu.
Spacer po śniadaniu nie okazał się takim złym pomysłem. Mogłam rozprostować nogi i pozwiedzać budynek, zamiast siedzenia w klatce, gdzie dzień trwa wieczność. A przynajmniej takie mam wrażenie. Wszystko wygląda tam tak samo. Czyli szaro buro, neutralnie. To sprawia, że zatracam się w sobie, zawieszając wszystkie pozytywne myśli jakie chcę do siebie dopuścić. Bez wątpienia potrzebuję kochanego słońca, które rozgrzeje lodowatą powłokę, która mnie otacza. Nie wiem dlaczego tak bardzo cieszę się z największej gwiazdy naszego układu słonecznego. W piwnicy wciąż było ciemno, nie licząc kilku słabych żarówek, które dawały jedyne światło. To normalne, że jasność lepiej się kojarzy, bo daje poczucie bezpieczeństwa.
Od godziny, a może nawet dłużej, siedziałam w dużym salonie. Jego łagodny i zarazem ciepły wystrój sprawiał, że mogłabym tu nawet przesiadywać całe dnie. Tak bardzo się różnił od tej białej klatki, od której biło chłodem. Odpoczywałam, siedząc z dala od reszty pacjentów i pielęgniarek, na miękkiej ławie w kształcie półkola. Siedzenie idealnie wpasowywało się w równie zaokrąglony kawałek ściany, a upiększały to jeszcze bardziej okna. Długie, otoczone białą ramą okna z grubą szybą. Dzięki takiemu ustawieniu mogłam zobaczyć jak wygląda szpital z obu stron i jeszcze na wprost, na ciemny lasek. Budynek miał to do siebie, że był bardzo widoczny. Czerwona cegła z dużą ilością przyrośniętego mchu przyciągała oko. Lasek natomiast nie różnił się niczym innym od zwykłego lasu w październikowy wieczór. Spodobały mi się rosnące w nim masywne drzewa z przesadnie grubymi gałęźmi i liśćmi koloru zielonych butelek od piwa. Nigdy nie widziałam na żywo baobabu, ale te drzewa mogłyby się do nich zaliczać.
W saloniku pozostało tylko kilka osób. Byli to raczej młodzi ludzie i nie musiałam tego stwierdzać po wyglądzie. Wszyscy siedzieli sami. Czas, w którym my, młodzi ludzie powinniśmy odnosić sukcesy i popełniać błędy, został naruszony przez obcego nam wroga. Nasza cienka jak nić psychika doznała mocnego urazu i choćbyśmy pragnęli zmyć wszelkie rysy, to one i tak zagłębią się w naszym świecie. Czym dłużej o tym myślę, tym większym labiryntem staje się moje codzienne życie.
Jakaś blada dziewczyna z czarnymi jak węgiel włosami, opierała się o ścianę i zamyślona wpatrywała się w brązowy dywan. Wyglądała na spokojną, ale jakby nieobecną. Prawie w ogóle nie mrugała. Mój wzrok powędrował do pewnego rudawego chłopaka, a raczej do jego dłoni. Bardzo szybko i energicznie układał kolorową kostkę, która cały czas znajdowała się w ruchu, wydając przy tym dźwięk podobny do pisania na klawiaturze. Zafascynowana chaosem jaki dział się w dłoniach chłopaka nie zorientowałam się, że zdążyło się już ściemnić. Wskazówki zegara wskazywały równą piątą popołudniu, co mnie zestresowało. Przyszłam tu z tą Pagie, ale dziewczyna powiedziała że przed szóstą odprowadzi mnie do salki, bo czeka mnie jeszcze kąpiel. Na samą myśl o ciepłej wodzie i pachnącym mydle, przechodziły mnie ciarki w dole kręgosłupa. Woda. Ciepła woda, która rozluźni moje ciało. To śmieszne, że czuję jakbym dopiero zaczynała poznawać świat.
Mała, rozdarta Ali... Odriee... szuka swojej latarni, która wskaże cel jej życia.
~LOUIS~
Megan wydzwaniała do mnie przez cały dzień. Nie napisała ani jednego SMSa. Nie odbierałem, bo nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. Żeby zająć czymś myśli skupiłem się na pracy. Pchnąłem metalowy wózek i wjechałem do ostatniego pokoju. Blondynka siedziała oparta o łóżko czytając gazetę, którą zabrała, gdy byliśmy u lekarza i udawała, że nie zwraca na mnie uwagi. Położyłem talerz z jajecznicą na małym stoliku i usiadłem na łóżku.
- Piszą coś ciekawego? - zapytałem od niechcenia. Mruknęła coś w odpowiedzi. Kobiety.
- Powinnaś zjeść kolację - zauważyłem. Pokiwała tylko głową, nie ruszywszy się z miejsca.
- Jesteś irytująca.
- Mhm - mruknęła i obróciła stronę.
- Ty mnie w ogóle słuchasz? - zmarszczyłem brwi i oparłem się łokciami o kolana.
- Mhm.
- Mówiłem, że powinnaś zjeść - pomachałem jej rękami przed oczyma. Uniosła dłoń i klepnęła mnie w ramię.
- Zasłaniasz mi - powiedziała cichym głosem.
- O, wreszcie zauważyłaś, że tu jestem - westchnąłem znów i wstałem z łóżka. Wziąłem talerz w dłoń i usiadłem obok Bianki. Nałożyłem trochę jajecznicy na łyżkę i zbliżyłem do jej ust.
- Powiedz "aaa" - powiedziałem, próbując się nie roześmiać. Przygotowałem się na kolejne uderzenie z jej strony, ale ona jak gdyby nigdy nic otworzyła usta.
- Aaa - odpowiedziała, dalej czytając. W zupełnym osłupieniu, nie bardzo wiedząc, co robię, włożyłem łyżkę do jej ust. Zjadła i otworzyła ponownie.
- Aaa.
- Poważnie? Mam cię karmić? - zapytałem, gdy już odzyskałem całkowitą świadomość moich czynów. Karmienie pacjentów mi się zdarzało, ale zazwyczaj byli oni sparaliżowani, lub spięci pasami.
- Masz z tym jakiś problem? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Ależ skąd - mruknąłem sarkastycznie i podałem jej kolejną łyżkę. Karmiłem ją przez kilka minut, a ona dalej czytała swoje czasopismo.
Po jakimś czasie talerz był całkiem pusty. Spojrzałem na blondynkę, która wciąż nie odrywała wzroku od lektury.
- Aaa. - Otworzyła znów usta.
- Już zjedzone - odparłem. Wreszcie zamknęła gazetę i spojrzała na mnie z rozczarowaniem.
- O, to wielka szkoda - westchnęła i dotknęła palcem wskazującym czubka nosa. - Była za mało słona. Ale smaczna. Mógłbyś częściej mi ją gotować.
- Jajecznicę się smaży nie gotuje, a poza tym to kucharki przyrządzają kolację. Ja ją tylko przynoszę.
Spojrzała na mnie morderczym spojrzeniem.
- WIEM, że kucharki gotują. Ale lubię myśleć, że to ty mi ją przyrządzasz. - Zmarszczyła lekko nos.
Zdziwiły mnie te słowa. O co może jej chodzić? Chciałaby, żebym to ja jej gotował?
- Chyba nie próbujesz mnie podrywać? - zaśmiałem się.
- Oczywiście że nie, baranie. Po prostu chciałabym, żeby typ, który jest moim opiekunem miał choć jedną przydatną cechę. Na przykład gotowanie. - Uśmiechnęła się do mnie sarkastycznie. Fuknąłem cicho nosem i poklepałem ją po głowie, wstając.
- Kiedyś ci coś ugotuję - puściłem jej oczko i schowałem talerz na dolną półkę wózka.
- Do widzenia, Louis - zawołała za mną, gdy wychodziłem. To był drugi raz tego dnia, kiedy mnie zamurowało z jej powodu i pierwszy raz odkąd się znamy, kiedy zwróciła się do mnie po imieniu.
Odriee
Spacer po śniadaniu nie okazał się takim złym pomysłem. Mogłam rozprostować nogi i pozwiedzać budynek, zamiast siedzenia w klatce, gdzie dzień trwa wieczność. A przynajmniej takie mam wrażenie. Wszystko wygląda tam tak samo. Czyli szaro buro, neutralnie. To sprawia, że zatracam się w sobie, zawieszając wszystkie pozytywne myśli jakie chcę do siebie dopuścić. Bez wątpienia potrzebuję kochanego słońca, które rozgrzeje lodowatą powłokę, która mnie otacza. Nie wiem dlaczego tak bardzo cieszę się z największej gwiazdy naszego układu słonecznego. W piwnicy wciąż było ciemno, nie licząc kilku słabych żarówek, które dawały jedyne światło. To normalne, że jasność lepiej się kojarzy, bo daje poczucie bezpieczeństwa.
Od godziny, a może nawet dłużej, siedziałam w dużym salonie. Jego łagodny i zarazem ciepły wystrój sprawiał, że mogłabym tu nawet przesiadywać całe dnie. Tak bardzo się różnił od tej białej klatki, od której biło chłodem. Odpoczywałam, siedząc z dala od reszty pacjentów i pielęgniarek, na miękkiej ławie w kształcie półkola. Siedzenie idealnie wpasowywało się w równie zaokrąglony kawałek ściany, a upiększały to jeszcze bardziej okna. Długie, otoczone białą ramą okna z grubą szybą. Dzięki takiemu ustawieniu mogłam zobaczyć jak wygląda szpital z obu stron i jeszcze na wprost, na ciemny lasek. Budynek miał to do siebie, że był bardzo widoczny. Czerwona cegła z dużą ilością przyrośniętego mchu przyciągała oko. Lasek natomiast nie różnił się niczym innym od zwykłego lasu w październikowy wieczór. Spodobały mi się rosnące w nim masywne drzewa z przesadnie grubymi gałęźmi i liśćmi koloru zielonych butelek od piwa. Nigdy nie widziałam na żywo baobabu, ale te drzewa mogłyby się do nich zaliczać.
W saloniku pozostało tylko kilka osób. Byli to raczej młodzi ludzie i nie musiałam tego stwierdzać po wyglądzie. Wszyscy siedzieli sami. Czas, w którym my, młodzi ludzie powinniśmy odnosić sukcesy i popełniać błędy, został naruszony przez obcego nam wroga. Nasza cienka jak nić psychika doznała mocnego urazu i choćbyśmy pragnęli zmyć wszelkie rysy, to one i tak zagłębią się w naszym świecie. Czym dłużej o tym myślę, tym większym labiryntem staje się moje codzienne życie.
Jakaś blada dziewczyna z czarnymi jak węgiel włosami, opierała się o ścianę i zamyślona wpatrywała się w brązowy dywan. Wyglądała na spokojną, ale jakby nieobecną. Prawie w ogóle nie mrugała. Mój wzrok powędrował do pewnego rudawego chłopaka, a raczej do jego dłoni. Bardzo szybko i energicznie układał kolorową kostkę, która cały czas znajdowała się w ruchu, wydając przy tym dźwięk podobny do pisania na klawiaturze. Zafascynowana chaosem jaki dział się w dłoniach chłopaka nie zorientowałam się, że zdążyło się już ściemnić. Wskazówki zegara wskazywały równą piątą popołudniu, co mnie zestresowało. Przyszłam tu z tą Pagie, ale dziewczyna powiedziała że przed szóstą odprowadzi mnie do salki, bo czeka mnie jeszcze kąpiel. Na samą myśl o ciepłej wodzie i pachnącym mydle, przechodziły mnie ciarki w dole kręgosłupa. Woda. Ciepła woda, która rozluźni moje ciało. To śmieszne, że czuję jakbym dopiero zaczynała poznawać świat.
Mała, rozdarta Ali... Odriee... szuka swojej latarni, która wskaże cel jej życia.
Louis
Po skończonej pracy usiadłem na chwilę w salonie. Spojrzałem na włączony telewizor, by obejrzeć wieczorne wiadomości. Większość pacjentów znajdowała się już w swoich pokojach, więc mogłem pogłośnić, by lepiej słyszeć. Na ekranie pojawiły się ujęcia ulic jakiegoś miasteczka, płonące budynki po obu stronach, biegający ludzie, ktoś coś krzyczał. Zmarszczyłem brwi. Pośród tego całego bałaganu stał dziennikarz-hardkor w potarganej kurtce i wyjaśniał co się właśnie dzieje i w jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazł. Nie zwracałem zbytnio uwagi na jego słowa, bo miałem wrażenie, że skądś znam miejsce, w którym jest.
" - ...Zbliżają się do Londynu... - " powiedział dziennikarz, a mnie wbiło w fotel. No tak. Miasteczko niedaleko Londynu, byłem tam kiedyś. Trudno było rozpoznać ulice w tym bałaganie. Zacząłem uważniej słuchać. Z tego, co mówił dziennikarz wynikało, że terroryści napadają coraz to kolejne miasta Anglii, bez żadnego ostrzeżenia, z ukrycia. Nie wiadomo które miasto będzie następne, bo są pogrupowani po kilkanaście osób i rozstawieni po całej Anglii. Wojsko robi co może, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć kolejnego ataku.
Patrzyłem przez chwilę tępo w telewizję. W każdej chwili nasze życie może się zamienić w jeden wielki stos. Spłoniemy wszyscy, jak czarownice, nawet nie wiedząc za co. Przyłożyłem palce lewej dłoni do ust. Świat Bianki, który chciałem odbudować ponownie legnie w gruzach.
Nie mam pojęcia, jak mógłbym jej pomóc.
Jedyne co wiem, to że zaczęła się wojna.
_________________________________________________________________________________
Na początek bardzo bardzo mocno przepraszamy za takie opóźnienie, ale no niestety jakoś chęci brak, choć głowy pełne pomysłów :C ( Ja mam teraz egzaminy, sry ;( - Carrie )
Mamy nadzieję, że mimo to ktoś tu jeszcze został i czeka na rozdzialik, który no.. jest jaki jest, mamy nadzieję, że się nie rozczarowałyście za bardzo. Tak więc, jeszcze raz bardzo przepraszamy, postaramy się poprawić ^^
Enjoy!
- Obli Viate
- Carrie SS.