czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 9 I'm scared

Muzyka: Charles Kalley - The Driver


Nie wiem dokąd zmierzasz
Ale czy znajdzie się tam trochę miejsca dla jeszcze jednej zmartwionej duszy?
Nie wiem dokąd idę, ale nie wydaje mi się, żebym szedł do domu
I powiedziałem, że zamelduje się jeśli tylko nie obudzę się martwy
To droga do ruin
A my zaczęliśmy na końcu



                                                          ~Harry~ 

   Z otwartymi ramionami przywitałem dzisiejszy trudny lecz spokojny dzień. Dawno tak nie odpocząłem będąc w pracy, gdzie jestem na nogach przez dziewięć godzin. Może to dlatego, że jest teraz trochę więcej pracowników, a może dlatego, że nawet nie myślę, gdy wykonuję swoje obowiązki. Nie spodziewałem się, że tak bardzo zainteresuje mnie ta dziewczyna. Sam nie wiem, co mnie do niej ciągnie, ale muszę się ogarnąć. To chyba przez to, że trochę poruszyła mnie ta sprawa. Tak, to pewnie to. W każdym bądź razie muszę przestać o tym myśleć.
 Właśnie odprowadzałem Odriee do jej sali, gdy nagle usłyszałem głos Gretty. Stała na końcu korytarza wychylona zza drzwi i machała w moją stronę.
- Tak?! - zawołałem, nie odrywając wzroku od kobiety.
- Przyjdź tu na chwileczkę z Odriee. - posłałem brunetce znaczące spojrzenie, po czym wskazałem dłonią, by poszła pierwsza. Zamrugała kilka razy i nabrała zdenerwowana powietrza, ale na całe szczęście grzecznie poczłapała razem ze mną ku naszej pani kierownik. Gdy już byłem blisko Gretty, kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, a Odriee obdarowała ciepłym uśmiechem. Zauważyłem jednak, że Gretta nie jest w pełni spokojna. Oczy ją zdradziły.
- Harry, masz może minutkę? - zapytała choć dobrze wiedziała, że właśnie pracuję, a przerwa na lunch zaczyna się o pierwszej.
- Właśnie odprowadzam pannę Moore do jej sali. - wyjaśniłem. - Coś się stało?
 Zauważyłem dwie zmarszczki na czole Gretty, ale po chwili znikły, gdy rozluźniła mięśnie twarzy. Kobieta położyła dłoń na moim ramieniu, po czym lekko mnie popchnęła. Byliśmy o trzy kroki dalej od nowej pacjentki co oznaczało, że Gretta chciała mi coś powiedzieć.
 - Słuchaj Harry. Jakieś dziesięć minut temu przyszedł tu ojciec Odriee. - wyszeptała mi na ucho. Zmrużyłem oczy, ale nic nie mówiłem. Czekałem aż Gretta powie coś więcej. - Zrobił na nas... dosyć duże wrażenie i nie mam na myśli nic dobrego.
- Jak to? Gdzie on teraz jest? - powiedziałem trochę za głośno, przez co Odriee spojrzała na nas z niepokojem w oczach. Uśmiechnąłem się, ale dziewczyna nie odwzajemniła gestu. Znów patrzyła w podłogę szurając butem o posadzkę.
- Siedzi w poczekalni. Najprawdopodobniej jest pijany. - zamurowało mnie. Że co proszę?! Ojciec nastolatki, która była więziona i molestowana przez rok, przychodzi tu narąbany? Teraz to serio pasuje tu określenie: Dom Wariatów.
 - Powiedziałam mu, że może zobaczyć się z dziewczyną, gdy tylko wytrzeźwieje, ale on.. no cóż...
 Dopadło mnie jeszcze większe uczucie współczucia, ale gdzieś w środku - ku własnemu zdziwieniu - moje płatki dobra były rozdzierane przez złość. Mógłbym przysiąc, że poczułem się nagle taki... taki... nie swój.
- Okej, mam go wyprosić z szpitala? - Mój głos był o oktawę niższy. To chyba przez zdziwienie, które pewnie nie będzie opuszczało mnie na krok do końca dnia. Gretta uśmiechnęła się i ucałowała mnie w czoło. Zawsze tak robi, gdy pomagam jej w trudnych sytuacjach, ale taka, by wyprowadzać pijanego mężczyznę ze szpitala psychiatrycznego, jeszcze mi się nie przydarzyła. Aż do dzisiaj.
Z resztą, czy ten obowiązek nie należy do ochrony? Trzęsąc głową na boki patrzyłem na Odriee i Grettę, które oddalały się, aż w końcu zniknęły za rogiem.



                                                                     ~ Bianca ~ 

 Siedzę w salonie i rozmawiam z pielęgniarką, której nie znam. Opowiada mi o pacjentach, którzy leczyli się u nich i wyszli ze szpitala całkiem zdrowi. Słucham jej jednym uchem, a drugim rozmów innych podopiecznych. Niektóre są całkiem zwyczajne, inne brzmią, jakby osoby rozmawiające nie mówiły o tym samym. Jakby odzywały się same do siebie.
 Nagle moją uwagę przyciągnęło poruszenie w recepcji, która znajdowała się obok salonu, oddzielona tylko szybą, tak, że wszystko widać. Jakaś kobieta głośno kłóciła się z recepcjonistką. Wstaję i podchodzę bliżej, przysłuchując się krzykom.
- Nie obchodzi mnie, że wpuszczacie tylko rodzinę! Chcę się z nią zobaczyć! - kobieta uderza pięścią w ladę. Kątem oka zauważyłam nadchodzących ochroniarzy. Oparłam dłonie o szybę. Kobieta miała ładne, kobiece kształty, krótkie blond włosy i ołówkową spódnicę nad kolana.
 Dwóch rosłych mężczyzn próbowało wyprowadzić ją z budynku, ale szarpała się i wykrzykiwała, że nie wyjdzie póki nie zobaczy się z "nią". Bardzo chciałam jej pomóc. Podeszłam do szklanych drzwi i nacisnęłam klamkę.
- Panno Luca. Nie wolno wychodzić. - rzuciła pielęgniarka w moją stronę. Nie usłuchałam jej i zamknęłam za sobą drzwi.
- Stop! - zawołała recepcjonistka. - Nie wolno ci opuszczać salonu! - wstała i oparła się o ladę. Ochroniarze i głośna kobieta zwrócili na mnie uwagę. Korzystając z chwili nieuwagi, blondynka wyrwała się i pobiegła w moją stronę.
- Bianca! Bianca, kochanie, myślałam, że nie żyjesz! - złapała mnie w objęcia, a mnie zamurowało. Znam ten mocny uścisk. Znam tą kobietę.
- Hira - wyszeptałam, obejmując ją ramionami i zamykając oczy. Zaciągnęłam się jej mocnymi perfumami i oparłam głowę na ramieniu.
- Tak strasznie mi przykro, Bian - głaskała delikatnie moje plecy. Powrócił choć fragment mojego dawnego życia.
 Rozchyliłam powieki i zauważyłam, że ochroniarze i recepcjonistka obserwują nas, kłócąc się o coś. Odsunęłam się nieco od dawnej przyjaciółki i zwróciłam do nich.
- Chcę z nią porozmawiać. Pozwólcie jej proszę na odwiedzanie mnie. Nie mam nikogo poza nią - celowo uroniłam kilka łez. Recepcjonistka rozkleiła się nieco i zniknęła za ladą, poszukując chusteczek.
 Przez chwilę nikt się nie odzywał, po czym do recepcji wpadł dyrektor, jego żona oraz mój opiekun.
- Co się tu wyrabia?! - nie miałam nigdy okazji rozmawiać z dyrektorką, ale właśnie sprawiała wrażenie wybitnie wrednej osoby.


                                             ~Harry~ 

   Odgarnąłem loki z czoła, a drugą dłonią szarpnąłem za klamkę masywnych białych drzwi, które prowadziły do poczekalni. Za półokrągłym biurkiem siedziała Loren, która gdy tylko mnie zauważyła, wskazała wzrokiem na mężczyznę, który najprawdopodobniej był ojcem Odriee. Siedział na krześle i podpierał głowę dłońmi. Wyglądał, jakby był zmęczony życiem. Podszedłem do człowieka, a mój cień padał na jego zgarbioną postać. Chrząknąłem, gdy mężczyzna nadal nie zwracał na mnie uwagi.
 Leniwie spojrzał najpierw na moje znoszone, białe trampki, po czym uniósł głowę. Miał zapuszczoną brodę, a ciemne wąsy otaczały jego spierzchnięte usta. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na nietrzeźwego, ale zdradzał go zapach alkoholu, który pewnie już dawno wsiąkł w jego brudną koszulę.
 - Dzień dobry - przywitałem się, ale odpowiedzi nie otrzymałem. Mężczyzna patrzył na mnie, a jego usta były lekko rozchylone. Zauważyłem, że miał przekrwione oczy.
- Pan przyszedł zobaczyć się z córką, tak?
 Jak poparzony wyskoczył z krzesła, a jego dłonie złapały za moje ramiona. Nic nie mówił.
- Proszę pana, proszę usiąść. - Wskazałem na drewniane krzesło, ale on nadal trzymał mnie w mocnym uścisku. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby doprowadzić do bójki, ale niczego nie mogłem być pewny. W końcu ani trochę go nie znałem.
- Gdzie ona jest? - zapytał przez zaciśnięte zęby. Kątem oka zauważyłem, że Loren niepewnie wstaje i przygląda się nam.
- Pytałem o coś! - wkurzył się i tym razem złapał za kołnierzyk mojej białej koszuli. Nie bałem się, ale nie chciałem też go prowokować. Jeszcze brakuje mi tylko, żeby dyrektor wyrzucił mnie z pracy.
- Proszę się uspokoić inaczej wezwę ochronę - powiedziałem, odrywając jego dłonie z moich ubrań.
- Pańska córka jest cała i zdrowa... nic jej tu nie grozi - uspokajałem poddenerwowanego mężczyznę. Przez sekundę obawiałem się, że moje słowa nic tu nie dadzą, ale na szczęście obeszło się bez kłótni.
Mężczyzna przyłożył dłonie do spoconego czoła, gdy chodził w koło. Był zaniepokojony, chował twarz w dłoniach za każdym razem gdy chciał coś powiedzieć. Stałem, patrząc na człowieka, który prawdopodobnie toczył w duchu jakąś walkę.
- Wie pan, że nie możemy panu pozwolić na spotkanie z Odriee, gdy jest pan w takim stanie. Pańska córka ma za sobą niewyobrażalnie trudny rok, a pan przychodzi tu pijany i żąda widzenia z nią. Niestety, ale dzisiaj jest to niemożliwe. Proszę przyjść jutro, gdy już pan wytrzeźwieje - wyjaśniłem, a mężczyzna odsłonił twarz. Wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać, łzy cisnęły mu się do oczu. Pierwszy raz w życiu ujrzałem w człowieku tyle bezradności. Chciałem odrzucić uczucie współczucia, ale co ja mogę zrobić, gdy jestem bardzo wrażliwym chłopakiem. To chore. Jeszcze chwilę temu miałem ochotę zwyzywać tego faceta od najgorszych osób, ale teraz, gdy patrzę na niego jak bardzo jest załamany, jedyne, co mogę zrobić to powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nie jestem pewien tych słów, ale mam nadzieję że on i jego córka jakoś sobie poradzą w przyszłości.


                                           ~Bianca~

 Siedziałam w swoim pokoju na łóżku, obok mnie siedziała moja dawna przyjaciółka, Hira, a w otwartych drzwiach stał ochroniarz w ciemnym uniformie. Obserwowałam twarz Hiry, kiedy opowiadała mi o tym, co się u niej wydarzyło. Starała się traktować mnie, jakbym właśnie wróciła z dalekiej podróży. Jakbym była wypoczęta, rozluźniona i gotowa do dalszego życia w Londynie. Byłam jej za to wdzięczna. Na początku wyraziła swoje współczucie i obawy, po czym więcej już nie wracała do powodu mojej rzeczywistej nieobecności.
 - Oh no wiesz. Mam już te dwadzieścia lat, ale chyba lepiej się czuję jako singiel. Jednak preferuję wiesz... wolność - zamilkła, kiedy zdała sobie sprawę, że kiepsko to zabrzmiało.
- Tak - mruknęłam. - Ja też preferuję wolność - mówiąc to uśmiechnęłam się szeroko. Położyła dłoń na mojej dłoni.
- Tak bardzo chciałabym zostać z tobą jeszcze co najmniej tydzień - westchnęła. - Ale muszę wracać. Spojrzała na mnie, sprawdzając, czy nie mam jej tego za złe.
- W porządku. I tak pewnie zaraz by cię wyrzucili. Jest już ciemno. - Hira wstała, a ja zrobiłam to, co ona. Objęła mnie mocno i trzymała tak przez dłuższą chwilę. Delikatnie położyłam swoje dłonie na jej plecach.
- Niedługo znów cię odwiedzę - szepnęła w moją szyję. Kiwnęłam głową.
- Będę czekać. - Odsunęłam się od niej i uśmiechnęłam.
- Będzie dobrze, myszko - rzuciła jeszcze. Skinęła głową ochroniarzowi i już jej nie widziałam. Mężczyzna poszedł za Hirą, a drzwi... zostawił otwarte. Patrzyłam przez chwilę w otwarte przejście, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Podeszłam i wyjrzałam na korytarz. Był całkiem pusty.
 Nabrałam powietrza i zrobiłam pierwszy krok. Nie włączył się żaden alarm, ani nikt się na mnie nie rzucił. Zamknęłam na chwilę oczy, po czym ruszyłam korytarzem. Szłam powoli i cicho, uważając, by nie zwrócić na siebie uwagi. Skręciłam w lewo i zauważyłam, że jedne z drzwi są lekko uchylone. Podeszłam do nich i zajrzałam. W środku było ciemno, ale zdołałam zauważyć, że ktoś tam jest. Po postawie stwierdziłam, że to mężczyzna. Był odwrócony do mnie tyłem i lekko zgarbiony. Wykonywał jakieś ruchy rękami. Chciałam zobaczyć lepiej, co robi, więc uchyliłam szerzej drzwi.
 Wystraszyłam się, kiedy stare zawiasy wydały z siebie zgrzyt. Mężczyzna, a raczej chłopak odwrócił się gwałtownie, stracił równowagę i przewrócił się, wpadając na metalową półkę, zastawioną papierem toaletowym. W tej samej chwili usłyszałam stukot obcasów i podniesiony głos dyrektorki.
- Doprawdy, mężu. Powinieneś zachować większe środki ostrożności. Słyszałeś, co się dzieje na południowej granicy. Przecież to niedaleko! - Nie chciałam, by mnie zobaczyli, więc szybko weszłam do, jak się okazało, bardzo ciasnego pomieszczenia i zamknęłam drzwi. Domyśliłam się, że niewinny pielęgniarz może mieć przeze mnie kłopoty. W mroku zauważyłam, że otwiera usta, by coś powiedzieć, więc zatkałam mu je ręką. Jednocześnie obserwowałam przez dziurkę od klucza korytarz.


_________________________________________________________________________________

Nowy rozdział? Nie, wyprany w perwolu :v
Jak się podoba? Zaskoczone? Jakieś domysły, propozycje, wskazówki? Piszcie śmiało, bo pod ostatnim rozdziałem był tylko 1 komentarz i Obli Viate chciała ciąć się łyżką, więc robi się niebezpiecznie ;o
Nie zamierzamy robić czegoś w stylu "za 5 komentarzy kolejny rozdział", bo to zakrawa pod narcyzowatość, no ale halo halo proszę nie uprawiać takiej samowolki :D

Pełne nadziei:
~ Obli Viate
~ Carrie SS.
Theme by violette