Mayday! Mayday! Statek powoli tonie.
Myślą, że jestem wariatką, ale oni nie znają tego uczucia.
Oni są wokół mnie, krążą jak sępy.
Chcą mnie złamać i zmyć moje kolory.
Zmyć moje kolory!
~ODRIEE~
Prowadziłam pędzel bardzo uważnie by przypadkiem nie zniszczyć czegoś co stworzyłam, a w moich oczach było to najpiękniejsze. Zamieszałam pędzlem w kubku z wodą, która przybrała brzydki, cynamonowy kolor, po czym nabrałam na końcówkę pędzla trochę żółtej farby. Energicznymi ruchami tworzyłam długie linie, które miały być promieniami ukochanego słońca. Tak naprawdę, żaden ze mnie artysta. Nigdy nie lubiłam sztuki, nie potrafię jej zrozumieć.
Szkicowanie, malowanie, tworzenie dzieł z kosmosu, nie jest moją mocną stroną. Pamiętam, że w zerówce nie sięgałam chętnie po kredki, jak większość dzieci. Wolałam logiczne myślenie, jeśli teraz tak to mogę nazwać. Dodawałam i odejmowałam barany, patrząc w okno liczyłam ptaki siedzące na przewodach, układałam drobne puzzle, a w podstawówce zaczęłam nałogowo rozwiązywać sudoku. Mój młodziutki umysł próbował ogarnąć wiele zagadek, dla których nie potrafiłam znaleźć rozwiązania.Dzisiaj mogłam nadrobić lata, w których nie było miejsca dla farb i kredek. Starałam się, a w głębi czułam jak najzdolniejszy człowiek na świecie, mimo tego że moja praca nie zwalała z nóg.
Moje oczy biegły wraz z ruchem ręki. Przyciskałam pędzel do twardego papieru, dzięki któremu farba nie przesiąkała na drugą stronę kartki. Od długiego czasu nie czułam się taka spokojna i odprężona. Mój umysł potrzebował tego. Chwili odpoczynku od strachu i ciągłych obaw przed krzywdą ze strony ludzi. Każdy człowiek zasługuje na odrobinę ukojenia, nawet ten najgorszy.
Przyznaję, że malowanie stało się dla mnie oazą spokoju. Może będzie to dla mnie czymś ciekawszym niż liczby i działania? Zacisnęłam dolną wargę miedzy zębami, malując kolejną tym razem pomarańczową linię. Uniosłam pędzel by zrobić następny promień, gdy nagle spotkałam zastygłe we mnie, spojrzenie chłopaka. Wpatrywał się we mnie łagodnym wzrokiem, co niepokoiło mnie. Po kilku niezręcznych sekundach ukazał szereg białych zębów, ale nic nie powiedział. Wyglądał na rozbawionego. Czyżbym miała aż tak dobre poczucie humoru?
- Skończyłem - oznajmił krótko i zerknął na swoją pracę.
- Chcesz zobaczyć? - zapytał z nutą niepewności w głosie. Ku własnemu zdziwieniu, zgodziłam się. Nie chcę by uważano mnie za wariatkę, dlatego nie mogę tak się zachowywać. Jeśli będę dobrze się sprawować to szybciej mnie stąd wypuszczą i w końcu zaczerpnę świeżego powietrza. Tak właśnie będzie.
Pielęgniarz złapał za górne rogi kartki, po czym pokazał mi obrazek, który był kolorowy i taki... wesoły. Były na nim uśmiechnięte dwie postacie, jedna wysoka, a druga niska. Jego malunek nie miał dla mnie specjalnego znaczenia, dopóki nie zobaczyłam napisu: Harry & Odriee.
~LOUIS~
Po wizycie u lekarza odprowadziłem Biankę do jej pokoju i nałożyłem nową maść, która już tak nie śmierdziała. Nie zamieniliśmy już ani słowa, a kiedy wychodziłem sięgnęła po gazetę, którą pozwoliłem jej zabrać.
Miałem zamiar zrobić sobie teraz krótką przerwę, a potem zająć się resztą pacjentów. Usiadłem w fotelu, w salonie. Mówimy tak na pomieszczenie, które znajduje się obok recepcji. Jest to duży, otwarty pokój, gdzie znajduje się wiele stolików i foteli, gdzie pacjenci mogę posiedzieć, pograć w coś, porozmawiać, obejrzeć telewizję, albo pograć na pianinie. Lubię tu przesiadywać, bo widzę integrację, pomiędzy pacjentami, którzy są na tyle zdrowi, by wyjść z małego pokoju i zainteresować się czymś innym poza jedzeniem.
Zwróciłem wzrok na telewizję, bo pielęgniarka akurat włączyła wiadomości.
"- Niepokój na południu Wielkiej Brytanii, czyżby Niemcy szykowały kolejny atak na nasze państwo? "W każdym kiosku i sklepie dostępne są darmowe ulotki z poleceniami, jak zachować się w podczas ataku wroga. Robimy, co w naszej mocy, by ochronić obywateli na południu" - podaje generał wojska, a my apelujemy, by zachować spokój i zachować wszelkie możliwe środki ostrożności" - słuchałem spikerki z otwartymi oczami. Ataki Niemiec? Czyżby miała się odbyć powtórka z przed 4 lat?
W salonie nastąpiło poruszenie. Nasz ośrodek gościł wiele ofiar walk, które odbyły się ledwie 4 lata temu i sięgały aż do Bristolu. Nie odczułem skutków tych ataków, bo przebywałem wtedy u ciotki w Liverpoolu.
Natychmiast do salonu wkroczyło kilka pielęgniarek i pielęgniarzy, którzy zabrali wystraszonych pacjentów do ich pokoi. Zabrałem pod rękę młodą dziewczynę, Fionę i pomogłem podnieść się z fotela.
- Wszystko w porządku? - zapytałem łagodnie. Spojrzała na mnie ze smutkiem.
- Wtedy zginęli moi rodzice, czy teraz pora na mnie? - zapytała, a po jej ciemnych policzkach spłynęły łzy. Otarłem je i uśmiechnąłem się.
- Nie, oczywiście, że nie. Obiecuję ci, że wszystko będzie w porządku i będziesz żyła jeszcze bardzo długo. - mrugnąłem do niej, a ona uniosła lekko kącik ust.
- Wierzę ci - szepnęła. Zaprowadziłem mulatkę do jej pokoju i pomogłem położyć się w łóżku. Już miałem się odwrócić, kiedy złapała mnie za dłoń. Spojrzałem, zdezorientowany.
- O co chodzi?
- Rozstrzelali ich jak kaczki - szepnęła. Przebiegł mnie dreszcz.
- Ty tak nie skończysz - również wyszeptałem. - Obiecuję ci to.
Pokiwała głową i odwróciła się do ściany. Nadal wstrząśnięty, zamknąłem drzwi i wyszedłem na korytarz.
~ODRIEE~
Chciałam opuścić stołówkę tak szybko, jak tylko to możliwe. Rozum ostrzegał mnie przed tym chłopakiem, a serce milczało, co raz szybciej biło, wyczuwałam puls pod bladą skórą. Mój strach i obawy powróciły, gdy patrzyłam na obrazek pielęgniarza. Byłam pewna, że chce przez ten malunek coś powiedzieć. Niestety, to nie było nic dobrego. Kilka razy pokręciłam nerwowo głową. Pielęgniarz zauważył moje zdenerwowanie, dlatego odłożył szybko rysunek na stolik. Co oni chcą ze mną zrobić? Nie chcę znów trafić w ręce jakiegoś mężczyzny. Mój oddech przyspieszył, dłonie zaczęły trząść się, ale to z przyzwyczajenia. Próbowałam uspokoić swoje emocje, powtarzając w duchu, że nic mi nie będzie. Jestem bezpieczna, co wciąż do mnie nie dociera.
- Odriee... - Chłopak przykrył długimi palcami moją zaciśniętą piąstkę. Wzdrygnęłam się, wyrywając dłoń. Miałam ochotę spoliczkować go, ale nie posunęłam się do tego czynu. To imię jest już dawno nieaktualne, istnieje tylko w przeszłości, która nie wróci.
Muszę pokazać im, że nie potrzebuję tego więzienia, do normalnego życia. Boję się tylko, że jestem zbyt słaba by walczyć. Ostatni rok... wypruł mnie z sił. Gdy patrzę na swoje ramiona i nogi, myślę:
Gdzie są moje mięśnie, które niegdyś potrafiły wytrzymać ciężar kuzyna Dana?
Wszystko zniknęło. Z jednej strony, cholernie tęsknię za dawnym życiem, ale gdy myślę o tym, jak Bianca musiałaby to wszystko sama przeżywać. Możliwe, że nigdy by się od niego nie uwolniła. Siedziałaby sama, śpiewając piosenkę o konwaliach.
Przez chwilę zapomniałam o chłopaku z lokami i o wszystkich ludziach, którzy i tak nie zwracali na nas większej uwagi.
- Chcesz wrócić do swojej sali? - zapytał pielęgniarz z ochrypłym głosem. Jego głos był niższy niż zwykle, a łagodna twarz nabrała powagi. Nie żebym zwracała na niego specjalną uwagę.
Nie chciałam wracać do sali, w której nuda robiła papkę z mojego mózgu. Przez kilka godzin zostaję sama, ale gdy na moim ciele pojawia się gęsia skórka, czuję jak gdyby w pomieszczeniu był ktoś jeszcze. Chciałabym spać w jednej sali razem z Biancą. Nie musiałabym tępo wpatrywać się w ścianę i myśleć o tym, co się dzieje. Mogłabym zamknąć oczy i słuchać opowiadań blondynki, dzięki którym płacz i przerażenie poszłyby w niepamięć.
Tak głęboko byłam porwana przez myśli, że nawet nie zauważyłam, jak chłopak wszystko posprzątał. Przybory do malowania zniknęły. Oddalił się ku drewnianej szafie, w której dostrzegłam różne kolorowe pudełka. To pewnie gry planszowe, po które sięgają pacjenci, gdy już kompletnie nie wiedzą co ze sobą zrobić.
~LOUIS~
Cały dzień spędziłem, uwijając się, jak mrówka. Biegałem po całym budynku, starałem się uspokoić pacjentów, a przy tych, którzy nic nie wiedzieli udawałem spokojnego. Bałem się, że z powodu kolejnych ataków wyniknie wojna, a w niej ucierpią moi bliscy. Nie chcę ich znowu tracić.
Pod koniec dnia zaniosłem jeszcze kolację ostatnim pacjentom na moim oddziale. Większość z nich nic nie wiedziała. Siedzieli sobie najspokojniej w świecie i jedli kolację. Możliwe, że ostatnią w ich życiu. Udawałem, że wszystko jest w porządku, a w rzeczywistości strach zżerał mnie od środka.
Zapukałem do drzwi pokoju Bianki i wjechałem z metalowym wózkiem. Usiadłem na łóżku i nałożyłem jej jajecznicę ze szczypiorkiem i pomidorami na talerz. Jadła, obserwując mnie uważnie. Za każdym razem, kiedy tak na mnie patrzy, zastanawiam się, czemu to robi. W jej oczach dostrzegam tak wiele emocji, których nie umiem sobie wyjaśnić. Prawdopodobnie są to emocje, które zrozumieć może tylko osoba, która doświadczyła tego, co ona. Możliwe, że obawia się, że nagle się na nią rzucę. Często przypominam jej, że jest tu bezpieczna, ale ona nadal nie chce mi uwierzyć. Może dwa lata spędzone w zamknięciu odebrały jej całą wiarę w ludzi? Kiedy kończy zabieram talerz, ale nie pozwala mi wstać.
- Wszystko w porządku? - pyta. Marszczę brwi i zastanawiam się, co ma na myśli.
- Nie - mówię, choć przecież obiecałem sobie, że nie będę siał paniki. Nie jestem w stanie jej okłamywać, możliwe, że to wpływ jej przenikliwego spojrzenia.
- Dlaczego? - ponownie zadaje mi pytanie, na które nie chcę odpowiadać.
- Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. - odpowiadam. Czasami zastanawiam się, czy ją lubię. Gdybym tylko mógł, ściął bym te jej długie blond włosy.
- Niektórych rzeczy lepiej nie zachowywać tylko dla siebie - wzdycha i kładzie się na łóżku. Patrzę chwilę, jak podnosi ręce i próbuje zrobić kształty na ścianie w świetle lampki stojącej przy stoliku.
- Dobranoc. - mówię i wychodzę, zostawiając ją z jej cieniami.
Pod koniec dnia zaniosłem jeszcze kolację ostatnim pacjentom na moim oddziale. Większość z nich nic nie wiedziała. Siedzieli sobie najspokojniej w świecie i jedli kolację. Możliwe, że ostatnią w ich życiu. Udawałem, że wszystko jest w porządku, a w rzeczywistości strach zżerał mnie od środka.
Zapukałem do drzwi pokoju Bianki i wjechałem z metalowym wózkiem. Usiadłem na łóżku i nałożyłem jej jajecznicę ze szczypiorkiem i pomidorami na talerz. Jadła, obserwując mnie uważnie. Za każdym razem, kiedy tak na mnie patrzy, zastanawiam się, czemu to robi. W jej oczach dostrzegam tak wiele emocji, których nie umiem sobie wyjaśnić. Prawdopodobnie są to emocje, które zrozumieć może tylko osoba, która doświadczyła tego, co ona. Możliwe, że obawia się, że nagle się na nią rzucę. Często przypominam jej, że jest tu bezpieczna, ale ona nadal nie chce mi uwierzyć. Może dwa lata spędzone w zamknięciu odebrały jej całą wiarę w ludzi? Kiedy kończy zabieram talerz, ale nie pozwala mi wstać.
- Wszystko w porządku? - pyta. Marszczę brwi i zastanawiam się, co ma na myśli.
- Nie - mówię, choć przecież obiecałem sobie, że nie będę siał paniki. Nie jestem w stanie jej okłamywać, możliwe, że to wpływ jej przenikliwego spojrzenia.
- Dlaczego? - ponownie zadaje mi pytanie, na które nie chcę odpowiadać.
- Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. - odpowiadam. Czasami zastanawiam się, czy ją lubię. Gdybym tylko mógł, ściął bym te jej długie blond włosy.
- Niektórych rzeczy lepiej nie zachowywać tylko dla siebie - wzdycha i kładzie się na łóżku. Patrzę chwilę, jak podnosi ręce i próbuje zrobić kształty na ścianie w świetle lampki stojącej przy stoliku.
- Dobranoc. - mówię i wychodzę, zostawiając ją z jej cieniami.
______________________________________________________________________________
Halo, halo
Oto i kolejny rozdział :D
Tyle pytań bez odpowiedzi :O
Komentujcie, domyślajcie się, czekamy na ciekawe komentarze ;)
Jak widzicie zmieniłyśmy wygląd bloga, bo miałyśmy kilka uwag to poprzedniego szablonu. Tamten również był śliczny, ale było kilka elementów, które wyglądały... mało estetycznie (?) W każdym razie, jesteśmy zadowolone z nowego wyglądu ABNORMAL. A Wy co sądzicie o szablonie? Podoba się?
~ Obli Viate
~ Carrie SS.