Znów siedzę tutaj samotnie
Czekam aż przyjdziesz mnie zobaczyć.
Czas mija
W mgnieniu oka
Wiem, że to ja pójdę cię jakoś zobaczyć.
Siedzisz w domu kolejną noc
Czekasz na kogoś, kto cię obejmie.
Czas upływa
rzeczywiście tak szybko.
Budzi mnie znajomy dźwięk, który sprawia, że zrywam się na nogi i odsuwam pod samą ścianę. Ali reaguje gwałtowniej, wstaje z materaca, ale przewraca się, kiedy próbuje do mnie podejść. On natychmiast to wykorzystuje, łapie ją za rękę i znów ciągnie w stronę schodów. Robię to, co zwykle.
Podbiegam i łapię ją za drugą rękę, odwlekając to, co nieuniknione. Ale dziś coś jest nie tak. Coś nie pasuje. On jest zły. Jest potwornie wkurzony. Wygląda, jakby niesamowicie mu się spieszyło.
- Nie dziś. - warczy do mnie. - Dziś. Muszę was zabić. - puszcza Ali i wyciąga nóż zza paska.
- Miałem nadzieję, że obędzie się bez rozlewu krwi. - zwrócił się do Ali i zamierzył się nożem. Wszystko działo się tak nagle. Jak w amoku, rzuciłam się do przodu, starając się odtrącić dziewczynę z zasięgu noża. W następnej chwili czułam palący ból w ramieniu. Upadłam na podłogę i zobaczyłam mroczki przed oczami. Oprawca warknął gardłowo i już miał się zamachnąć na mnie, kiedy Ali naparła na niego całym swoim ciałem i wykorzystując chwilę zaskoczenia, wyrwała mu nóż. Stała, dysząc ciężko, naprzeciwko niego, ściskając narzędzie w dłoni. Uśmiechnął się pobłażliwie, ale w jego oczach dostrzegłam strach. Podniosłam się ostrożnie.
- Spokojnie, kochane. Przecież poza mną nikogo nie macie. Co powiesz na taki układ? Ty odłożysz teraz nóż, a ja was nie zabiję. Co ty na to? To chyba uczciwe, prawda?
Traktował ją, jak dziecko. Jakby nic nie rozumiała, jakby była tylko nic nie wartym zwierzęciem. Zobaczyłam w jej oczach coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Była wściekła. Nie było tam nic, poza nienawiścią i chęcią mordu. Zrobiła krok do przodu.
- Hej, daj spokój. Przecież nie chcemy żeby ktoś umarł, prawda? - zaśmiał się nerwowo, unosząc ręce. Ali warknęła cicho. Klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko. Pierwszy raz widziałam taką Ali. W jednej chwili uniosła rękę i wbiła mężczyźnie nóż w pierś, po czym przekręciła go i wyciągnęła. Lekko rozchylił usta w geście zdziwienia, po czym runął na ziemię, wijąc się w agonii. Stała nad nim, groźna i majestatyczna. Jej oddech zwolnił, a plecy zgarbiły się. Usłyszałam szczęk metalu uderzającego o beton. Padła na kolana i przyłożyła palec do jego szyi. Przez jakiś czas się nie poruszała, po czym wstała i odwróciła się w moją stronę. Jej oczy mówiły jedno: "Nie żyje".
Miałam ochotę rzucić się jej na szyję. Jesteśmy wolne. Po dwóch latach gnicia w tej dziurze, wreszcie mogę wyjść na zewnątrz i popatrzeć na słońce.
~ HARRY ~
Pogoda nie poprawiła się. Było jeszcze gorzej niż wcześniej. Miałem dość patrzenia, jak Londyn ginie w ciemnościach. Wyrzuciłem niedopałek i zgniotłem go podeszwą buta. Wróciłem do budynku.
Gdy przechadzałem się korytarzem, spotkałem panią Hetfield. Była trochę zdenerwowana. Pędziła w stronę salki dla pracowników. Pewnie znowu ktoś zrobił coś, co nie spodobało się pani dyrektor. To normalne. Z racji tego, że skończyłem robotę, udałem się do szatni. Masując kark otworzyłem metalowe drzwiczki mojej szafki. Pisało na nich "SMITH". Nie lubię kiedy ktoś do mnie mówi po nazwisku. Wtedy czuję się tak dziwnie, a dosyć często ludzie się właśnie tak do mnie zwracają. ''- Smith, chodź tu. Smith, przynieś mi to i tamto i jeszcze inne duperele."
Zdjąłem z wieszaka swoje ubrania, po czym rzuciłem je na ławeczkę. Zwinnym ruchem ściągnąłem z siebie brudny, niegdyś biały T-shirt, odsłaniając swój tors, przyozdobiony tatuażami. Mimo tego, że raczej jestem 'grzecznym chłopcem' to lubię takie rzeczy, jak dziary. Jakieś trzy lata temu miałem kolczyk w brwi, ale ze względu na pracę, wciągnąłem go. Mimowolnie opadłem na ławkę. Cały opadałem z sił. Bez przesady mogę stwierdzić, że to był okropnie ciężki dzień. Jedyne, o czym potrafiłem myśleć, to miękkie łóżko i sen. Gdy moje powieki lekko zamykały się, ktoś szarpnął za klamkę i wszedł do szatni. Leniwie spojrzałem w stronę drzwi.
- Um, Harry. - zaświergotała Pagie, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. W odpowiedzi uśmiechnąłem się. Nie miałem ochoty na rozmowy. Z nikim.
- Już skończyłeś pracę? - zapytała ciekawa, otwierając kluczykiem swoją szafkę. Skinąłem, naciągając czarny podkoszulek na nagi tułów. Dziewczyna cicho mruknęła ''oh'' i zamilkła. Zabrałem swoją torbę, zamknąłem szafkę i podszedłem do drzwi.
- Do jutra, Harry. - mówi i macha dłonią na pożegnanie, po czym zakłada kosmyk blond włosów za ucho. Przez kilka sekund wpatruję się w jej łagodną twarz. Jest taka normalna, miła, ma ładną, choć trochę dziecięcą urodę. Nie rozumiem, dlaczego Lou jest do niej taki wrogi. Cóż, nie mój problem. Może kiedyś będzie szansa, że zaproszę ją do kina. Otrząsam się i powtarzam gest dziewczyny.
- Do zobaczenia, Pagie. - mówię i opuszczam mury szpitala.
Jechałem samochodem gdy nagle deszcz zaczął spływać z przednich szyb. Wycieraczki nie nadążały, a ja widziałem coraz mniej, dlatego dla bezpieczeństwa zjechałem do najbliższej stacji. Zatankowałem i cały mokry wróciłem do środka. Otarłem dłonią mokre czoło i włożyłem kluczyki do stacyjki, ale nie odpaliłem. Zainteresowało mnie to, co mówili w radiu.
''- Po dwóch latach poszukiwań policja w końcu odnalazła zaginione Biancę Luca i Odriee Moore. Dziewczyny przez długi czas były więzione w podziemnej piwnicy, gdzie prawdopodobnie były molestowane przez Jeams'a R., który nie żyje od kilku godzin. Mężczyzna prawdopodobnie został zamordowany przez jedną z dziewczyn. Nasi dziennikarze starają się dowiedzieć czegoś więcej w związku z tą sprawą. Dziękujemy za uwagę i życzymy dobrej nocy. Radio RED ONE FM." Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w rozmazany świat za szybą. Czułem się jakoś zadowolony z tych wieści. Mimo tego, że nie znam tych dziewczyn, to szkoda mi ich było. Wiem, że to może będzie trochę, hm... nie życzliwe, ale dobrze się stało. Ten facet zniszczył im życie. Już nigdy nie będą mogły normalnie myśleć, patrzeć na świat. Będą bały się ludzi, dotyku, słów...
Gdy usłyszałem za sobą klakson, wyrwałem się z myśli. Odpaliłem samochód i odjechałem wjeżdżając w kałużę, a przy tym ochlapując czyjś motocykl. Oczywiście nie celowo. Niech człowiek mi wybaczy, jestem dziś chodzącym trupem.
~ BIANCA ~
Mam ochotę krzyczeć. Do tej pory sobie radziłam. Gromadziłam w sobie mnóstwo uczuć, które tylko w części były uwalniane. Miarka przebrała się, kiedy On padł martwy. Teraz siedzę w samochodzie policyjnym, obok mnie Ali patrzy w okno, ze spokojem wymalowanym na twarzy. Ona czuje wolność.
Ja przez całą drogę kopię w przedni fotel. Policjant stara się zachować spokój, ale co chwilę krzyczy na mnie, bym się uspokoiła. To tylko pogarsza sprawę. Chcę się stąd wydostać. Nie chcę być już więziona. Dlaczego po prostu nie wypuszczą mnie na łąkę z konwaliami, tak jak prosiłam? To taki problem? Nikomu bym nie przeszkadzała. Leżałabym tylko na trawie i jadła owoce z drzew.
Ali nie zwracała na mnie uwagi. Albo tylko udawała, że to co robię jest normalne. Cieszę się, że nie patrzy na mnie, jak na wariatkę.
Jestem wariatką. Jestem cholerną wariatką. Powinnam teraz wylegiwać się na łące, wśród konwalii, a nie siedzieć w radiowozie.
ஐ ஐ ஐ
Auto zatrzymuje się, a ja nie przestaję kopać w siedzenie. Policjant przede mną mówi coś do kierowcy, ale nie zwracam uwagi. Kierowca wysiada i zamyka za sobą drzwi.
Podczas jego nieobecności opadam z sił i przestaję kopać. Chcę tylko stąd wyjść. Spoglądam na klamkę w złudnej nadziei, ale gdy za nią pociągam, okazuje się, że drzwi są zamknięte. Policjant patrzy na mnie w lusterku, ale nie odzywa się, jakby nie chcąc pogarszać sytuacji. Zamykam oczy. Oddycham przez usta i staram się zapanować nad emocjami. Uspokajam oddech i otwieram oczy. Policjant odwraca się w moją stronę.
- Uspokoiłaś się? - pyta normalnym głosem. Patrzę chwilę w jego nienaturalnie niebieskie źrenice. Nie chcę mu odpowiadać. Boję się go. Kiwam tylko głową.
- Dobrze. - uśmiecha się, nawet przyjaźnie, tak jakbym przez ostatnie pół godziny nie waliła nogami w jego fotel. Nagle drzwi po obu stronach otwierają się i zostaję wyciągnięta siłą z samochodu. Ktoś naciska kolanem na moje plecy, niemal pozbawiając mnie tchu. Czuję zimny metal na nadgarstkach i zaczynam krzyczeć. Tak głośno, jak tylko potrafię. Krzyczę, żeby mnie wypuścili. Tak strasznie boję się kajdanek, policjantów, samochodów, bólu. Pośród moich błagań słyszę inny krzyk.
- Zostaw ją idioto! - jakaś biała postać podbiega i odtrąca policjanta, który mnie trzymał. Przestaję krzyczeć, kiedy metal opuszcza moje nadgarstki i nasłuchuję, leżąc.
- Wyrywała się, proszę pana. Jest nieobliczalna.
- Żebym ja zaraz tobie nie wyrwał stanowiska. Adamson! Podejdź no i zajmij się należycie tą biedną dziewczyną.
Delikatne dłonie pomagają mi wstać. Patrzę na mężczyznę, zupełnie nie pasującego do tych dłoni. Jest dobrze zbudowany, ma groźny wyraz twarzy i ciemny zarost. Uśmiecha się, a wokół oczu pojawiają się drobne zmarszczki.
- Chodź ze mną, jesteś już bezpieczna. - delikatnie opiera dłoń na moich plecach i prowadzi w stronę komisariatu. Obok widzę Ali, prowadzoną przez wysoką blondynkę. Ali jest spokojna i patrzy na nią z ciekawością, słuchając co mówi.
Policjant wprowadza mnie do środka i wskazuje białe drzwi.
- Tam na chwilę poczekasz, dobrze? - nie odpowiadam, więc zaprowadza mnie do pomieszczenia, które wygląda na salę przesłuchań i sadza mnie na krześle.
- Zaraz ktoś do ciebie przyjdzie.
Wychodzi, a ja znowu jestem w zamknięciu. Rozglądam się po względnie ciemnym pomieszczeniu. Zerkam za szybę i widzę dwóch policjantów i jedną policjantkę. Obserwują mnie i rozmawiają, pochylając się ku sobie. Chcą zobaczyć, czy zachowuję się jak wariatka. Niewzruszona wstaję i zapalam światło. Potem siadam i jakby nigdy nic czekam, aż coś się wydarzy. Wreszcie policjantka wchodzi, a za nią inny policjant, który zamyka drzwi i zakłada ręce, patrząc przed siebie z kamienną twarzą. Patrzę na niego, zaintrygowana.
- Nie przejmuj się nim. - mówi przyjaźnie policjantka. Ma brązowe włosy, związane w wysoki kucyk i długie rzęsy. Kiedyś często zwracałam uwagę na kobiece rzęsy. Lubię kiedy są ładnie podkręcone, tak jak u tej policjantki.
- Nazywam się Hanna Abbot i chcę z tobą porozmawiać. - zaczęła, kiedy już usiadła, kładąc przed sobą teczkę z moimi danymi. Nie zastanawiałam się skąd je ma. Po prostu słuchałam, co mówi, przytakując czasami głową.
Podniosłam nogi, oparłam je na siedzeniu i oplotłam rękami, kiwając się miarowo w tył i w przód. Jestem wariatką, jestem dzieckiem. Jestem zwierzęciem. Nie chcę się odzywać. Nie chcę opowiadać wstydliwych wydarzeń z przeciągu dwóch lat. To dużo czasu. Można postradać zmysły. Chcę, by zamknęli mnie w psychiatryku, gdzie będę sobie siedziała w małym pokoju, z kratami w oknach, krzycząc ile zechcę, już nigdy nie dotknięta przez żadnego mężczyznę. Chcę po prostu spokoju.
Nagle przestaję się kołysać. Opuszczam nogi i patrzę uważnie na policjantkę. Otwieram usta i wypowiadam trzy słowa.
- Chcę do psychiatryka.
_________________________________________________________________________________
Hej, hej!
Czyżby to rozdział 3? Tak, jak najbardziej :D
Podoba się? Jakieś uwagi? Komentujcie, to bardzo motywuje :D
Enjoy!
~ Obli Viate
~ Carrie SS.