Bezradne me oczy krwawią ze strachu, który czuję w środku
Przypieczętowaliście swój zgon, kiedy odebraliście co było moje,
Nie próbuj mnie powstrzymać przed pomszczeniem tego świata,
Żaden głos nie zostanie usłyszany.
~ HARRY ~
Stąpałem z nogi na nogę, krocząc krok w krok za niską brunetką. Przy moich stu osiemdziesięciu centymetrach wyglądała jak bezbronna myszka. Od czasu do czasu próbowałem jakoś rozpocząć rozmowę, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że ona i tak nic z siebie nie wydusi. Spacerowaliśmy korytarzami szpitala w ciszy, która nie była wcale taka zła. Właściwie, byłem odprężony i w końcu mogłem trochę podumać w marzeniach, które są dosyć skomplikowane. Dlaczego uważam, że są trudne? Hm, do spełnienia ich potrzebuję drugiej osoby. Takiej osoby, która zostanie ze mną już na całe życie. Schowałem dłonie w kieszeniach białych spodni, których tak szczerze nie cierpię. Cały czas się brudzą. Spojrzałem przed siebie. Na końcu długiego korytarza stała Pagie i jakaś inna pielęgniarka. Zawzięcie o czymś rozmawiały, wydawało się, że nowa praktykantka nie potrafi nabrać tchu. Gdy zbliżaliśmy się do dwóch pogrążonych w dialogu kobiet, zauważyłem, że Pagie ma zaczerwienione oczy. Zorientowałem się, że płakała. W tej pracy to się zdarza. Nie jeden pacjent potrafi obsmarować pracownika. Jednak w tym przypadku, chyba nie o to chodziło.
- On mnie zostawił samą, rozumiesz? Ja... ja myślałam, że to ten jedyny. Byłam głupia, myśląc, że on może mnie kochać... - chlipała dziewczyna, a koleżanka masowała jej ramię. Uniosłem lekko brew, widząc w jakim stanie jest Williams. Chrząknąłem i przystanąłem obok dziewczyn.- Oh, Harry. - Blondynka pociągnęła nosem i zaraz zaczęła starannie wycierać palcami skórę pod oczami. Idealnie otarła lekko wilgotne miejsca, nie rozmazując przy tym swojego lekkiego makijażu.
- Um, coś się stało, Pagie? Dlaczego płakałaś? - pytam. Dziewczyna odkaszluje i nabiera powietrza, wyglądając przy tym na bardzo zdenerwowaną.
- Nic się nie stało, Harry. To... dosyć trudne. Z resztą... nie będę cię zanudzać moimi życiowymi problemami. - Pokręciła głową i spojrzała na osobę, stojącą dwa kroki ode mnie. Widząc Odriee, uśmiechnęła się blado, tak jakby bała się jej.
- Cześć, Odriee - powiedziała wysokim głosikiem, tak jak kobiety, gdy mówią do małych dzieci. Brunetka jednak wolała milczeć i wpatrywać się w ścianę.
Pagie wzruszyła ramionami z lekkim zażenowaniem.
- Nie przejmuj się. Odriee nigdy się nie odzywa. - wytłumaczyłem, nie chcąc by Pagie było przykro.
Przeczuwałem, że brunetka przewróci oczami, co chwilę później zrobiła.
- Pai... musimy wracać do pracy. Nie chcę mieć kłopotów u pani Hetfield - zabrała głos Monic, jedna z sanitariuszek. Pagie rzuciła ciche ''jasne'' i złapała za rączkę od mopa, który leżał na podłodze.
- To ja już pójdę - mruknęła, ale wciąż nie ruszała się z miejsca. Staliśmy naprzeciw siebie i czekaliśmy, aż jedno z nas odejdzie.
- Może masz ochotę gdzieś pójść po pracy... ze mną - zaproponowałem z nutą niepewności. Nie znam jej zbyt dobrze, a raczej w ogóle. Polubiłem ją, to tyle. Twarz Pagie rozpromieniła się w ciągu sekundy.
- Tak! - prawie krzyknęła, co ją zawstydziło. - Tak - poprawiła ciszej i spokojniej.
- To świetnie - odparłem i zaraz usłyszałem czyjeś kroki. Brunetka, która chwilę temu stała obok, kroczyła korytarzem przed siebie. Przeprosiłem Pagie i pobiegłem za Odriee.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytałem. - Gdzie tak uciekasz, Odriee? - pacjentka zatrzymała się gwałtownie przez co wpadłem na nią. Zmierzyła mnie pełnym wrogości wzrokiem, jakbym był czemuś winien. Doszedłem do wniosku, że lepiej o nic więcej nie pytać. Nie wiem, co ją tak drażni, ale nie mogę oskarżać tej dziewczyny za to, że jest chora.
~ BIANCA ~
Wchodzi do mojej sali, jak zwykle wcześniej pukając. Nie wiem, po co to robi, ale to miłe. Lubię, gdy stara się zachowywać tak, jakbyśmy wcale nie znajdowali się w psychiatryku.
ON nigdy nie pukał. Nigdy nas nie uprzedzał, że wchodzi.
Pytam, która godzina, a on patrzy na zegarek i informuje mnie, że właśnie wybiła dwunasta. Kiwam głową, nie mówiąc już nic więcej.
Chłopak tymczasem przekłada na wózku różne przedmioty medyczne i zgaduję, że zaraz będzie mi zmieniał opatrunek. Podciąga rękaw mojej szarej, zwykłej koszulki i ostrożnie odwija bandaż. Dotyka opuszkami palców świeżego strupa na ranie od cięcia nożem.
- Nie wygląda to dobrze - wzdycha cicho. Sięgam ręką na wózek i zabieram spore opakowanie śmierdzącej maści. Otwieram je i starając się nie wdychać jej zapachu podaję pielęgniarzowi. Delikatnie rozsmarowuje specyfik, przerywając za każdym razem, kiedy wzdycham i patrząc na mnie pytająco.
- W porządku - mówię tylko i zamykam oczy. Rana szczypie. Nienawidzę tego, który mi to zrobił. Zabiłabym go z chęcią, gdyby nie to, że Ali już mnie uprzedziła.
Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do jej nowego imienia. Odriee. Brzmi, jak z jakiegoś cudownego świata, raju, do którego żadna z nas nigdy nie będzie mieć wstępu, z powodu tego, co nam się przytrafiło.
~ HARRY ~
Oprowadziłem brunetkę po całym oddziale. Pokazałem jej wiele pomieszczeń, do których nie chciała wchodzić. Doszliśmy do końca korytarza, gdzie po lewej stronie były drzwi, prowadzące do salki 'zbiorowej terapii'. To sala, gdzie prawie codziennie spotykają się pacjenci naszego szpitala, wraz z panią Bennett, która stara się polepszyć samopoczucie i zachowanie naszych podopiecznych.
- A tu - wskazałem na białe drzwi, oklejone zielonym plakatem, na którym widniał napis:
"Uśmiechajmy się do siebie i szukajmy tego, co nas łączy" - znajduje się sala, gdzie pani terapeutka przeprowadza różne, ciekawe zajęcia z pacjentami. - krótko wyjaśniłem, za to Odriee przewróciła oczami, jakby chciała powiedzieć 'A co mnie to obchodzi?'. Przez chwilę przyglądałem się jej. Miała cienie pod oczami, a jej wargi lekko spuchły i zróżowiały. Mimo tego, wyglądała dosyć dobrze. Jak na dziewczynę przetrzymywaną w piwnicy przez rok - dodało moje sumienie.
- Jeżeli nie masz ochoty już zwiedzać, możemy pójść na stołówkę. - zaproponowałem i w głębi nie liczyłem na to, że się zgodzi. Byłem pewien, że będzie chciała wrócić.
W drodze na stołówkę nie wydarzyło się nic ciekawego. Jak zawsze towarzyszyła nam cisza, do której zaczynałem mieć wątpliwości. Chciałbym pomóc tej dziewczynie, ale jak mam to zrobić, gdy ona wiecznie milczy? Nie mamy ze sobą żadnego kontaktu. Odriee raz traktuje mnie jak ducha, a później dopada ją niespodziewany gniew i ma ogień w swych ciemnych oczach. Powinienem zrozumieć w jakiej jest sytuacji, ale - sam nie wiem dlaczego - chcę usłyszeć jej głos.
Miejsce, gdzie każdy pacjent może zjeść obiad w gronie innych ludzi, to właśnie stołówka. Jest to jedno z przytulniejszych pomieszczeń w instytucji. Ściany są pomalowane na kremowy kolor i ozdabiają je rysunki i inne dzieła pacjentów. Każdy może tu coś stworzyć na papierze i umieścić na jednej z ścian. Dzięki kolorowym pracom, sala wygląda jak przedszkole.
Pod ścianami stoją miękkie kanapy, a obok nich są dwa regały z książkami. Czasami, kiedy mam przerwę sam sięgam po jakąś książkę. Najczęściej jest to: ''Wraz z miłością, przeminęło...'' Przeczytałem tę historię miłosną, prawie całą. Louis czasem nawet się ze mnie nabija, że powinienem zostać doktorem od spraw miłosnych, albo rehabilitantem złamanych serc.
Razem z nastolatką przekroczyliśmy próg dużych drzwi, przy których stało dwóch umięśnionych strażników z beznamiętnymi wyrazami twarzy. Jednym z nich był niejaki Greg, z którym wcześniej miałem 'przyjemność' uciąć krótką pogawędkę na temat jego poglądów o naszych podopiecznych. Bez słowa minęliśmy strażników, którzy jedynie zmierzyli nas krótkim, nieznaczącym spojrzeniem.
- To nasza stołówka - oznajmiłem, pocierając zimne dłonie. Wskazałem palcem na małą grupkę pacjentów, którzy postanowili jakoś ciekawie spędzić wolny czas i malowali obrazki.
- Widzisz tych ludzi? - zapytałem Odriee, a ta kiwnęła leniwie głową - Jeśli chciałabyś pomalować tak, jak oni, to nie bój się. Jestem tu, żeby spędzić z tobą miło czas - powiedziałem łagodnie, by dodać brunetce trochę otuchy. Spojrzałem na dwóch starszych panów, którzy grali w szachy i śmiali się z czegoś. Jak ja bym chciał, żeby każdy pacjent dobrze się tu czuł. Może wtedy zniknęłaby ta napięta atmosfera miedzy pracownikami a podopiecznymi.
- To jak? Malujemy?
W drodze na stołówkę nie wydarzyło się nic ciekawego. Jak zawsze towarzyszyła nam cisza, do której zaczynałem mieć wątpliwości. Chciałbym pomóc tej dziewczynie, ale jak mam to zrobić, gdy ona wiecznie milczy? Nie mamy ze sobą żadnego kontaktu. Odriee raz traktuje mnie jak ducha, a później dopada ją niespodziewany gniew i ma ogień w swych ciemnych oczach. Powinienem zrozumieć w jakiej jest sytuacji, ale - sam nie wiem dlaczego - chcę usłyszeć jej głos.
Miejsce, gdzie każdy pacjent może zjeść obiad w gronie innych ludzi, to właśnie stołówka. Jest to jedno z przytulniejszych pomieszczeń w instytucji. Ściany są pomalowane na kremowy kolor i ozdabiają je rysunki i inne dzieła pacjentów. Każdy może tu coś stworzyć na papierze i umieścić na jednej z ścian. Dzięki kolorowym pracom, sala wygląda jak przedszkole.
Pod ścianami stoją miękkie kanapy, a obok nich są dwa regały z książkami. Czasami, kiedy mam przerwę sam sięgam po jakąś książkę. Najczęściej jest to: ''Wraz z miłością, przeminęło...'' Przeczytałem tę historię miłosną, prawie całą. Louis czasem nawet się ze mnie nabija, że powinienem zostać doktorem od spraw miłosnych, albo rehabilitantem złamanych serc.
Razem z nastolatką przekroczyliśmy próg dużych drzwi, przy których stało dwóch umięśnionych strażników z beznamiętnymi wyrazami twarzy. Jednym z nich był niejaki Greg, z którym wcześniej miałem 'przyjemność' uciąć krótką pogawędkę na temat jego poglądów o naszych podopiecznych. Bez słowa minęliśmy strażników, którzy jedynie zmierzyli nas krótkim, nieznaczącym spojrzeniem.
- To nasza stołówka - oznajmiłem, pocierając zimne dłonie. Wskazałem palcem na małą grupkę pacjentów, którzy postanowili jakoś ciekawie spędzić wolny czas i malowali obrazki.
- Widzisz tych ludzi? - zapytałem Odriee, a ta kiwnęła leniwie głową - Jeśli chciałabyś pomalować tak, jak oni, to nie bój się. Jestem tu, żeby spędzić z tobą miło czas - powiedziałem łagodnie, by dodać brunetce trochę otuchy. Spojrzałem na dwóch starszych panów, którzy grali w szachy i śmiali się z czegoś. Jak ja bym chciał, żeby każdy pacjent dobrze się tu czuł. Może wtedy zniknęłaby ta napięta atmosfera miedzy pracownikami a podopiecznymi.
- To jak? Malujemy?
~ Bianca ~
Kiedy chłopak skończył rozsmarowywać maść podałam mu czysty bandaż.
- Dziękuję - mruknął i zabrał się za owijanie materiału. Widziałam, że stara się, by mnie nie bolało, jednak nie potrafiłam powstrzymać grymasu.
- Bardzo cię boli? - zapytał, marszcząc brwi.
- Bardzo - westchnęłam. Nie mam zamiaru udawać. Chcę tu siedzieć, ale nie muszę robić z siebie męczennicy. Jeżeli mogą mi pomóc, to niech mi pomogą, a potem zostawią w spokoju.
- Przyprowadzę lekarza, co ty na to? - zapytał, wstając. - Wydaje mi się, że on lepiej się na tym zna.
- A może pójdę z tobą? - zaproponowałam. Chciałam się przejść gdzieś dalej, niż od łóżka do okna i z powrotem. Zastanowił się na chwilę.
- Myślę, że to dobry pomysł.
Zabezpieczył bandaż, by się nie odwijał i kazał mi trzymać rękę blisko ciała, na wszelki wypadek.
Kiedy dotarliśmy do gabinetu doktora, ktoś tam już był. Musieliśmy usiąść na plastikowych krzesełkach i czekać. Zabrałam z małego stolika gazetę i otworzyłam na losowej stronie. Od dwóch lat zupełnie nic nie czytałam, więc postanowiłam to nadrobić. Zanim poprzednia osoba wyszła od lekarza zdążyłam przeczytać połowę czasopisma.
- Mogę sobie je wziąć? - zapytałam. Chłopak spojrzał na mnie, wyrwany z zamyślenia.
- Yy, tak - mruknął, po czym wstał i ręką wskazał, bym weszła do gabinetu. Zamknął za mną drzwi i stanął obok mnie.
Gabinet lekarski był przytulny, pomalowany jasnoniebieską farbą. Na przeciwko drzwi stało drewniane biurko, za którym siedział mniej więcej czterdziestoletni mężczyzna w białym fartuchu. Po lewej znajdowało się łóżko, jakie można znaleźć w szpitalach, a po prawej sprzęt medyczny, którego nie umiem nazwać.
Lekarz podniósł wzrok znad laptopa i uśmiechnął się przyjaźnie. Miał trochę przerzedzone, brązowe włosy, niebieskie, miłe oczy i zmarszczki wokół nich, które sugerowały, że często się uśmiechał. Wstał zza biurka i podszedł do mnie. Podał mi rękę, a drugą wskazał krzesło naprzeciwko biurka.
- Witam panią, proszę spocząć - obejrzałam się na mojego opiekuna, który kiwnął głową i zajął miejsce obok mnie, na drugim krześle.
- Co panią do mnie sprowadza? - zapytał lekarz, zajmując swoje poprzednie miejsce.
- Moja ręka - mruknęłam, wskazując ranę. Mężczyzna zmarszczył brwi i przyjrzał się mojemu ramieniu.
- Tak, tak pamiętam. Od ciosu noża. Czyżby maść nie pomagała? - to pytanie skierował do pielęgniarza. Chłopak pokręcił głową i westchnął.
- Robiłem wszystko dokładnie tak, jak pan kazał, ale niestety nic to nie dało.
_____________________________________________________________________________
Witamy Was kochane!
Na samym początku chcemy ogłosić, że nazwiska chłopaków (Harry'ego i Louisa)
zostały zmienione! ---> zajrzyjcie do zakładki ''Postacie''
Uznałyśmy, że mała zmiana nie zaszkodzi i mamy nadzieję, że Wam to też będzie odpowiadać :) Dziękujemy za wszelkie komentarze!
Do następnego!!!
~ Obli Viate
~ Carrie SS.