sobota, 26 września 2015

Rozdział 1 Cry, again and again


Muzyka Avril Lavigne - My happy ending

 To nie jest tak, jakbyśmy umarli?
Czy to było coś, co ja zrobiłam?
Czy to było coś, co ty powiedziałeś?
Nie zostawiaj mnie wiszącej
W mieście tak umarłym
Schwytanej tak wysoko
Na takiej łatwej do przerwania nici


                                                                ~ BIANCA ~


 Łapie mnie za włosy i ciągnie, gdy zataczam się i prawie upadam. Zaciskam zęby i staram się nie krzyknąć. Muszę być posłuszna. Im szybciej zrobię to, czego chce, tym prędzej zostawi mnie w spokoju. To, co on robi jest złe. Nie znam jego imienia. Nie wiem, gdzie mieszka, czy ma rodzinę, lub jaką pije rano kawę. Wiem tylko, że jest zły. Jest tak zły, jak tylko zły może być człowiek. Ma brodę. Niedługą, zadbaną, ciemnobrązową. Włosy są obcięte na rekruta, w tym samym, ciemnym kolorze. Jego dłonie są zimne i szorstkie. Nosi tylko czarne skarpetki i często drapie się w przedramię. Lubi dominować i rządzić. Lubi mieć władzę.
 Ponownie szarpie mnie za włosy, ale zaraz puszcza i padam na ziemię. Wiem, co zaraz się stanie. Ściąga spodnie, a mnie przechodzą dreszcze. Czy ten moment nie powinien być przyjemnością dla obu stron? Warczy gardłowo, kiedy się opieram i przyciąga mnie do siebie. Zamykam oczy, kiedy wyciąga prezerwatywę. Nie chcę tego widzieć. Nic nie chcę widzieć. Zawsze mam zamknięte oczy. Wtedy mogę sobie wyobrazić, że to co robimy jest przyjemne. Staram się myśleć o zielonej łące, zarośniętej konwaliami, a wśród nich ja i ktoś kto kocha mnie tak, jak ja kocham jego. Tymczasem rzeczywistość nie jest tak piękna. Leżę na brudnym materacu, na mnie leży znienawidzony barbarzyńca. Nie reaguję na jego powarkiwania, chcę tylko, by on już przestał. Ostatni raz zaciska dłonie na pościeli i zostawia mnie w spokoju. Zrywam się niemal od razu i biegnę tam, gdzie czuję się bezpieczniej niż tutaj. Stoję przy drzwiach i czekam, aż przyjdzie. Odsuwam się od niego możliwie najdalej, kiedy otwiera zamek. Klepie mnie w tyłek, kiedy przechodzę, ale ignoruję to. Wsadza mi jeszcze w dłoń metalową miskę z plackami ziemniaczanymi i zatrzaskuje drzwi. Schodzę po schodach, trzymając się zardzewiałej barierki i starając się nie upaść. Kładę miskę na ziemi, obok dwóch materacy, a drobna dłoń sięga niemal natychmiast po placek. Siadam obok niej.
- Cześć. - szepczę zachrypniętym głosem. Nie odpowiada. Nigdy się nie odzywa. Głaszczę ją po plecach, a ona uśmiecha się do mnie delikatnie. Nie znam jej imienia, ale mówię do niej Ali. Dotyka mojej dłoni, po czym sięga po kolejny placek i patrzy na mnie wyczekująco. Chce, żebym też zjadła. Robię to, czego chce i siedzimy razem w ciszy, jedząc letnie placki ziemniaczane.



                                                               ~ HARRY ~

 Pogoda za oknem dawała się we znaki. Niebo przybrało granatową barwę, a wiatr roznosił wszystko po ulicy. Był to dopiero ranek, a już zbierało się na wielką burzę. Westchnąłem, widząc typową pogodę dla Londynu.
 Miejsce, do którego uczęszczam na praktyki jest niezbyt przyjazne. Białe ściany, kaftany bezpieczeństwa, krzyki, po których zawsze przechodzą mnie dreszcze. W pewien sposób podoba mi się to. Ta lekka groza, którą czuję w towarzystwie osoby, która widzi świat całkiem inaczej. Czasami zastanawiam się, czy przypadkiem sam nie jestem chory.
 Zakryłem świat za oknem, spuszczając roletę. Spojrzałem na zegar, który dawał jedyny dźwięk w tym pomieszczeniu. Musiałem już wyjść z domu, by zdążyć do jedynego szpitala psychiatrycznego w Londynie. W mojej pracy liczy się punktualność, dlatego zawsze przychodzę dziesięć minut wcześniej. Nigdy nie wiadomo, co może się stać po drodze. W tamtym miejscu nie przyjmują żadnych wymówek. Wyrzucają bez słowa.
 Owen Hetfield i jego żona, pani Hetfield są dyrektorami tego szpitala. Oboje są grubo po pięćdziesiątce, ale nie jest to miłe, starsze małżeństwo. Są bardzo surowi i bezustannie kontrolują naszą pracę. Żona pana Owena jest najbardziej niezadowoloną osobą w całej instytucji. Jeszcze nigdy nie widziałem na jej twarzy uśmiechu. Patrzy na podopiecznych, jak na zwierzęta, co mnie irytuje. Nie lubię, gdy ktoś uważa się za lepszego, tylko dlatego, że ma więcej pieniędzy. Mam wrażenie, że ta kobieta nienawidzi swoich pacjentów za to, że są chorzy. Ciekawe, czy Hetfield kiedykolwiek pomyślała, jak czują się ci ludzie, zamknięci w czterech ścianach.
 Wsiadłem do samochodu i odjechałem w stronę internatu,w którym mieszka Louis. Chłopak zawsze zabiera się ze mną, gdy jadę na praktyki. On również pracuje w szpitalu, co jest dla mnie wielkim pocieszeniem. Nie rozmawiam zbyt wiele z pracownikami, większość to kobiety. Niektórzy pacjenci czasami coś powiedzą, ale te rozmowy nie mają najmniejszego sensu. Mruczą słowa pod nosem i patrzą na mnie spod byka. Nie jest to przerażające, ale inne pielęgniarki nieraz proszą mnie i mojego przyjaciela o pomoc, bo pacjent zachowuje się podejrzanie. To normalne zachowanie ze strony tych ludzi. Nie chciałbym być jednym z nich. Życie w klatce, do której ktoś przynosi jedzenie, sprząta, wyprowadza na 30 minutowy spacer po budynku. To nie jest życie normalnego człowieka. To jest życie małego, bezbronnego kanarka.
 Zauważyłem przyjaciela. Machał dłonią w moją stronę, bym zatrzymał się na podjeździe. Zjechałem na brukowaną kostkę i otworzyłem mu drzwi od środka samochodu.
- Siemka. - Uścisnął moją dłoń i zapiął pasy bezpieczeństwa. Torbę, którą wcześniej miał przewieszoną przez ramię, rzucił na tylne siedzenia.
- Żałuj, że nie było cię na ostatnim meczu. Nasi wygrali 3:0 - oznajmił, jakby to była najlepsza rzecz na świecie. Myślę, że dla Tomman'a to była świetna wieść. On jest fanatykiem piłki nożnej. Wywnioskowałem to z tego, że prawie codziennie gada o meczach i gra nałogowo w Fifę. Nieraz radziłem mu by zaczął trenować, ale za każdym razem wymawia się na niesprawne kolano. Tak skrycie myślę, że on po prostu boi się porażki. Pamiętam ten dzień, gdy oddawaliśmy nasze testy. Brunet ze strachu, że obleje, obgryzł wszystkie paznokcie.
- To coś nowego. Zawsze przegrywają - zauważyłem, spoglądając na niego. Słysząc moją uwagę, przygryzł policzek i podrapał się po głowie.
- Tak, ale to wina trenera - prychnął.
Cały Louis. Lubi zwalać winę na innych.


                                                                       ஐ ஐ ஐ 


 Wiozłem metalowy wózek z jedzeniem dla ostatniego pacjenta. Otarłem spocone czoło i przeczesałem włosy palcami. Dzisiejszy dzień był ciężki. Biegałem od sali do sali, robiłem to, co kazały mi pielęgniarki. Można by powiedzieć, że pełniłem rolę chłopca na posyłki. Na dodatek musiałem pomagać nowej dziewczynie, która również jest na praktykach.
 Pagie Williams, tak się przedstawiła miła blondynka. Lunch zjadłem z Louisem i nową praktykantką. Widziałem, że nie podoba się to mojemu przyjacielowi. Gdy pan Hetfield przedstawił pracownikom z naszego oddziału Pagie, Lou nie był zadowolony. Cicho prychnął i odwrócił wzrok.  To było na tyle z jego strony. Podczas lunchu nie zamienił z blondynką jednego mądrego zdania, mruczał sarkastyczne 'och, doprawdy?' gdy ta opowiadała o swojej szkole i domu rodzinnym. Nie wiedziałem, skąd u niego ten zły humor i wrogie nastawienie do dziewczyny. Moim zdaniem była bardzo ładną i sympatyczną osobą.
 Poprosiłem ochroniarza, żeby otworzył celę pacjenta. Umięśniony facet w uniformie przekręcił duży klucz i otworzył szeroko drzwi, dając mi miejsce na wjazd.
- Dobry wieczór, czas kolacji - oznajmiłem i położyłem tackę z jedzeniem na stoliku. Chuda jak patyk Angela nawet nie spojrzała. Siedziała na łóżku i wpatrywała się w górę. Skierowałem wzrok w ten sam punkt. Było to prostokątne okno w prawym, górnym rogu ściany. Chciałem zapytać, nad czym tak rozmyśla, ale ugryzłem się w język. Ostatnim razem wpadła w furię i dostałem w twarz. Uroki tej pracy.
- Mam nadzieję, że zjesz większość. Smacznego i dobranoc - mimo tego, że niektórzy pacjenci byli agresywni i wulgarni, starałem się być uprzejmy dla każdej osoby. Widziałem w nich normalnych ludzi z przykrym przypadkiem, czyli chorobą. Gdy opuściłem celę, ochroniarz zatrzasnął metalowe drzwi, a elektryczny zamek automatycznie zablokował wejście.
- Jak ty to wytrzymujesz? - zapytał ochroniarz, siadając na krześle pod ścianą. Uniosłem brew i krzywo stanąłem naprzeciw jego osoby.
- O czym mówisz? - bąknąłem, ale domyślałem się o co mu chodzi. Chrząknął, równocześnie przewracając oczami. Podrapał się po jednodniowym zaroście.
- Usługujesz tym wariatom, choć oni i tak mają to gdzieś - powiedział ze skwaszoną miną. Właśnie tacy ludzi byli u mnie skreśleni. Zero współczucia, zero wyrozumiałości.
- Oni też zasługują na normalne życie. Gdyby mieli wpływ na to, co ich spotkało, na pewno cieszyliby się zdrowiem i spokojnym życiem. Oni wiedzą co to prawdziwe cierpienie, a ty narzekasz na niską pensję - nie wiem dlaczego to dodałem. Obiło mi się o uszy, że Greg miał problemy do Hetfield'a w sprawie zarobków. Mężczyzna szeroko otworzył oczy, ale milczał.
- Nigdy nie wiesz, czy ciebie też to w przyszłości nie spotka - westchnąłem i zostawiłem go samego. Czuję, że nie będziemy mieć wspólnych tematów.


                                                                ~ BIANCA ~

 Ali znów płacze. Jest już ciemno, chcę spać, ale dziewczyna pociąga głośno nosem i zmuszona jestem wstać i położyć się obok niej. Gwałtownie nabiera powietrza, kiedy czuje moje ciało tak blisko.
 Jest tu od roku, a ja od dwóch lat. Wydaje mi się, że jest młodsza ode mnie. Mijający czas zostawia trwałe ślady na naszej psychice, choć ona znosi to inaczej niż ja. Ali zamyka się w sobie, na wszystko reaguje płaczem, odsuwa się nawet ode mnie. Czasami zastanawiam się o czym myśli, czy zupełnie postradała już zmysły. Kocham ją, jak siostrę, ale jestem jej zupełnym przeciwieństwem. Na górze jestem spokojna, przy Ali również, ale gdy tylko mogę, kopię ścianę, drapię paznokciami i miską, starając się stąd wydostać. Palce mam zawsze poranione, kolana odrapane, włosy skołtunione. Myjemy się raz w tygodniu, nikt o nas nie dba. Jesteśmy zdane tylko na siebie.
 Czasami zastanawiam się, czy ktoś nas szuka, czy ktoś zauważył, że nas nie ma. Czy kiedykolwiek stąd wyjdziemy?


    ___________________________________________________________________________


 Witaj na nowym blogu. Jak sądzę przybyłaś tu z jednego z naszych poprzednich blogów, ale jeśli nie, to serdecznie na nie zapraszamy, linki są po lewej stronie.
 Mamy nadzieję, że rozdział pierwszy Ci się spodobał i nie zawiodłaś się na nim. Akcja już niedługo się rozwinie, dlatego zaglądaj tu czasem :)
 Do następnego, Enjoy!
~ Obli Viate
~ Carrie SS.





2 komentarze:

  1. Okej, dopiero teraz się dowiedziałam, że to ff piszą dwie osoby... brawa dla mnie xD
    Dziewczyny ! Macie wielki talent i zapewniam, że uzależniam się od tego opowiadania, chociaż przeczytałam prolog i rozdział 1.
    Jejku, jak ja współczuję dziewczynom. Widać, że Bianka daje sobie jakoś radę, ale Ali.. maskara. Niech ten pieprzony bandyta zgnije w więzieniu ! Albo najlepiej na krześle elektrycznym !
    Harry pierwsze moje wrażenie było takie : pewnie będzie robił wszytko na odwal i że będzie suchym, mało wrażliwym facetem.. ale nie, ku mojemu zdziwieniu jest odwrotnie i bardzo się z tego cieszę !
    Louis... czemu on jest taki ponury ? ;c To do niego nie pasuje..
    Czekam na kolejny i życzę weny ( której pewnie nie brakuje :D )
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy za komentarz. Nie przejmuj się, nikt jakoś nigdy nie zauważa, że piszemy we dwie :D Miło, że analizujesz to, co piszemy i podajesz hmm propozycje (?) na dalsze losy XD to nam pomaga :D wena oczywiście jest (jak zawsze na początku hah)
    Enjoy!
    ~ Obli Viate

    OdpowiedzUsuń

Theme by violette