czwartek, 29 października 2015

Rozdział 5 Do you help me?

Muzyka -  Beyonce "Halo"

 Wysoko w niebie możesz latać
Uda ci się, jeśli spróbujesz
W niebie jesteś daleko stąd 
W niebie możesz śpiewać
I możesz robić wszystko
Nieważne co mówią, to prawda
Idę do błękitu

Nie chcę nigdy umrzeć
Chcę żyć w niebie 



                                                                    ~ HARRY ~


 Razem z Louisem wybrałem się na mecz piłki nożnej. Byłem okropnie zmęczony i nie lubię tego sportu, ale przyjaciel bardzo mnie prosił. Nie dawał mi spokoju w pracy. Na lunchu przekonywał mnie, że nie będę żałował. Louis miał iść ze swoim starszym kuzynem, ale ten się mocno rozchorował i zostawił Tomlinsona na pastwę losu. Dla mojego przyjaciela nie ma nic gorszego, od kibicowania w samotności na najważniejszym meczu Anglii. Może dlatego, że nie ma wtedy na kogo wrzeszczeć? Lubi wyładować złe emocje na kimś, a zazwyczaj tym kimś jestem ja.
 Kiedyś poszedłem z nim na mecz i nie skończyło się to dobrze. Nasza reprezentacja przegrała bodajże 0:5. Chłopak wściekł się, a gdy wychodziliśmy z stadionu to kopnął w metalowy kosz i złamał sobie palec u nogi. Właściwie, było to nawet zabawne. 

- Jeżeli znów będziesz kopał w kosze, to możesz być pewny, że to ostatni raz, gdy idę z tobą na jakikolwiek mecz - poinformowałem go, a on prychnął. Czyżby tamto wydarzenie ulotniło się z jego głowy? - Mówię poważnie, stary.
- Spokojna głowa! - śmieje się, a ja mierzę go poważnym wzrokiem.
 Louis jest nieprzewidywalny, dlatego nigdy nie jestem pewien, czy nie będzie chciał czegoś rozwalić lub wylać komuś piwa na głowę.
 - No dobrze, mamo. Obiecuję być grzecznym chłopcem - zamyka oczy i kładzie prawą dłoń gdzieś przy sercu, a drugą unosi. Kiwam głową zrezygnowany i idę w stronę stadionu. 


                                                                     ஐ ஐ ஐ 


 Siedzę na plastikowym krzesełku bez wygodnego oparcia i zastanawiam się, co ja robię na tym stadionie. Kilkadziesiąt tysięcy osób ryczy, śpiewa jakieś piosenki, które mają dopingować zawodników. Oczywiście, Louis w ogóle się od nich nie różni. Chłopak siada, wstaje, krzyczy, komentuje cały mecz, wyrażając swoje zdanie.
- To nie są piłkarze! Co to ma być?! - zwraca się do mnie i pokazuje na ogromne, zielone boisko.
- To są panienki! - wydziera się, ale nikt nie zwraca uwagi na chłopaka. To chyba nawet lepiej. Nie chcę mieć problemów przez Tomlinsona i jego dzikie krzyki.
-  No patrz, Harry! Spójrz tylko! Taka okazja na bramkę, a ten debil się wywraca! - chłopak rwie za końcówki włosów i pociera brodę. Sam nawet nie wiem, który to, ale mój przyjaciel ma rację. Ten mecz to żenada, mówiąc delikatnie.
- Lou, pamiętaj. To przecież wina trenera. - powtarzam jego słowa i śmieję się z jego kamiennej twarzy.



                                                                   ~ BIANCA ~

 Nie znam imienia mojego pielęgniarza, ale polubiłam go. Dziś rano przyniósł mi na śniadanie kanapki z marmoladą brzoskwiniową. Kocham marmoladę brzoskwiniową. Zjadłam cztery kanapki, słuchając, jak chłopak opowiada o wczorajszym meczu. W ciągu pięciu minut zdążył porządnie obsmarować londyński klub. Nie miałam ochoty na rozmowę, więc tylko patrzyłam na jego dłonie. Są zupełnie inne, niż jedyne męskie dłonie, które miałam okazję czuć przez ostatnie dwa lata.
 Powiedział, że dziś już nie przyjdzie, bo ma zajęcia na uczelni. Wspominał, że chce być lekarzem. Myślę, że będzie wyglądał fajnie w białym fartuchu. Opieram się plecami o ciepły kaloryfer. Lubię ciepło.
 Zamknęłam oczy i odpłynęłam.

                                                                   

                                                                   ஐ ஐ ஐ



 Mój sen przerwał brunet. Uśmiechnął się i nałożył mi na talerz jajecznicę z boczkiem i szczypiorkiem. Do tego dwie kromki, posmarowane masłem.
- Nie miałeś mieć dziś zajęć? - zdziwiłąm się.
- Miałem, ale odwołali, więc wpadłem przynieść ci kolację - wyjaśnił i usiadł na łóżku. Podniosłam się z podłogi i usiadłam obok niego.
- Lubisz jajecznicę? - zagadnął.
- Lubię - wzruszyłam ramionami. Czasami jadłyśmy jajecznicę u Niego, ale nie kojarzy mi się źle. Jedyne czego nienawidzę to placki ziemniaczane. Zawsze zimne, suche, z ziemniaków startych na grubych oczkach.
 Tym razem to on dotknął mojej dłoni. Była niepokojąco zimna. Zmarszczyłam brwi.
- Wszystko w porządku? - zapytałam, choć właściwie to on powinien o to pytać.
- Tak - mruknął i spojrzał mi w oczy.
- Jak masz na imię? - zapytałam, bo poczułam się niezręcznie. Czy tak zachowuje się lekarz?
- Nie wiem - zamyślił się. Teraz naprawdę się zdziwiłam. Coś jest nie tak.
- Ale to nie ważne - powiedział, po czym zbliżył się na niebezpieczną odległość. Przymknął oczy. O boże, zaraz mnie pocałuje. Chciałam zerwać się z miejsca i przytulić się znów do kaloryfera, ale przytrzymał mnie za rękę. Znowu. Znowu ktoś chce mnie wykorzystać. Zamknęłam oczy i krzyknęłam najgłośniej, jak mogłam.
 Otworzyłam oczy. Chłopak puścił moją dłoń i patrzył na mnie z troską. Łóżko było nienaturalnie twarde. Pielęgniarz zamiast ładnych, brązowych włosów miał długie, blond. Nie miał na sobie typowej, białej koszuli i białych spodni. Zamiast tego sukienkę do kolan, w blodoróżowym kolorze i małą kokardę z boku głowy. Najbardziej jednak twarz się zmieniła. Wyglądał bardziej kobieco. Potarłam oczy i dotarło do mnie, że to nie on. Pochylała się nade mną drobna kobieta, około dwudziestu lat. Sprawiała wrażenie nieco przestraszonej.
- Dlaczego śpisz na ziemi? Lepiej połóż się w łóżku, jest wygodniejsze - zaproponowała. Rzeczywiście. Siedziałam pod ścianą, oparta o ciepły kaloryfer.
- Ja... - zaczęłam, a pielęgniarka ciekawsko przekrzywiła głowę. Jakby słuchała, co dziecko do niej mówi. - Nieważne. - już jej nie lubię. Nie jestem dzieckiem.
- Dlaczego twoja koleżanka się nie odzywa? - zapytała powoli i wyraźnie akcentując każde słowo. Wydaje mi się, że jest nowa w tej pracy. Chyba nie rozumie, że pacjenci to nie banda przedszkolaków, tylko dorośli ludzie z problemami. 
- Skąd mam wiedzieć? - warknęłam. - Może nie chce marnować języka na takich ignorantów, jak ty.
- Och - mruknęła. Zdecydowanie jest nowa, skoro nie przyzwyczaiła się do wariatów, którzy jej nienawidzą.
- Idź sobie. - wskazałam jej palcem drzwi, jednocześnie nakładając sobie grysik na talerz. Cóż, bardzo dojrzała kolacja.



                                                                 ~ HARRY ~

  Nadszedł kolejny dzień pracy. Chcąc, nie chcąc musiałem zaczynać o 8:00 rano, co było dla mnie kolejnym wyzwaniem w tym tygodniu. Szedłem szarym korytarzem, kiwając głową każdemu pracownikowi. Bez słów i szczególnych gestów, ominąłem Grega, który zgrywał obrażonego. Przewróciłem oczami widząc, że dorosły facet, zachowuje się, jak nabuzowana hormonami nastolatka.
 W salce dla personelu spotkałem Grettę, która powitała mnie ciepłym uśmiechem i całusem w policzek. Margretta to jedna z pielęgniarek, ale również kierowniczka naszego oddziału. Kobieta jest blisko pięćdziesiątki, ma brązowe, kręcone włosy, które zawsze spina w kok i wspaniały uśmiech. To z nią, jako pierwszą tu się zaprzyjaźniłem. Widziałem, że Gretta to dobra kobieta, która potrafi dostrzec człowieka w człowieku, czym zarobiła u mnie plusa.
- Jak minął ci wolny dzień, Harry? - zapytała i usiadła przy stoliku, na którym leżała kartka i długopis. Jak zawsze z rana przypisywała każdemu obowiązki na dany dzień. Rzuciłem sportową torbę z ubraniami na żółtą kanapę, stojącą pod ścianą. Przeczesałem palcami włosy, równocześnie wzdychając.
- Proszę cię... -  bąknąłem, nadal słysząc w uszach ryki Louisa. Zamknąłem oczy i ziewnąłem. Do późnej nocy, powtarzałem na test psychologiczny, a teraz będę harował jak dziki osioł.
- Wczoraj Louis zabrał mnie na mecz - wyjaśniłem.
- Mecz? - zdziwiła się. - Znowu?
- Tak, znowu - odgarnąłem loki z czoła. - Było okropnie. Znowu - usiadłem i wyjąłem z torby ubrania. Wszystko było białe, nawet spodnie. Przed wyjściem, zerknąłem na listę dzisiejszych prac.
- Dziś zajmiesz się nową pacjentką - dodała Gretta. Byłem ciekaw, którą nową pacjentką. Zaraz potem, napisała czarnym tuszem na białej kartce: Odriee Moore. W pewien sposób byłem zadowolony.
- To ta niska brunetka, tak? - upewniłem się, spoglądając na jej profil twarzy.
- Nie udawaj Harry, że nie wiesz, o którą chodzi. - mruknęła z cwanym uśmieszkiem. 
- Podobno pierwszy do niej pobiegłeś, kiedy przywieźli ją i tą drugą dziewczynę. - dodała z podejrzliwym wyrazem twarzy. Jej kącik ust uniósł się lekko. Panie Boże, co te kobiety mają w głowach?
- Pobiegłem, bo taka była potrzeba, Gretto. - wyjaśniłem poirytowany.



                                                                       ஐ ஐ ஐ



 Wybiła 9:00, a więc czas śniadania. Zaciskałem palce na metalowej rączce od wózka, pchając go aż pod salę 32. O dziwo, nie zastałem tam Grega, ale Jay'a. On również jest strażnikiem. Całkiem dobrze się dogadujemy, może dlatego, że jesteśmy w tym samym wieku. 
- Cześć, Harry - od razu włożył klucz i nacisnął klamkę.
- Siemka, Jay. Jak ci idzie z załatwianiem mieszkania z Susie? Zgodziła się?
 Podrapał się po głowie, ale jego śnieżnobiały uśmiech mówił sam za siebie.
- Mam nadzieję, że nie popełniam żadnego błędu. Wiesz jaka Sus potrafi być - odpowiada żartem, a ja odpowiadam śmiechem.
 Jay i Louis to jedyni równi goście w tej instytucji. Sam pan Hetfield zachowuje się jak palant, kąpany w forsie. Cóż... dyrektora się nie wybiera. Niestety. Jednak, gdybym miał taką możliwość, to zgłosiłbym Grettę. Myślę, że i pracownicy i pacjenci lepiej by się tu czuli. Szkoda, że nie ma czegoś takiego, jak głosowanie na szefa. Praca byłaby o wiele przyjemniejsza.
 Wjeżdżam z wózkiem do pomieszczenia, które wydaje się chłodniejsze, niż zwykle. Pukam do drzwi i szukam wzrokiem pacjentki, którą mam się opiekować. Po chwili dostrzegam jej drobną postać w kącie. Skulona, blada, spokojna, jakby odcięta od świata. Miałem dziwne uczucie, że dzieli nas gruby, niewidzialny mur. Odchrząknąłem.
- Witam, jestem Harry - przedstawiłem się, jak to zawsze robię, wobec nowych pacjentów. Nie spojrzała. - A ty pewnie jesteś Odriee, czyż nie? -  nie dostałem odpowiedzi. Może jest niemową?  Chwilę później przypomniałem sobie jak krzyczała, gdy próbowała nawiać. Tak naprawdę, to nie dziwiłem się jej.
- W każdym razie, miło mi - westchnąłem, zacisnąłem wargi i kiwnąłem głową, widząc że dziewczyna nie ma ochoty na rozmowę. Postawiłem na stoliku biały, plastikowy talerzyk z kanapkami, a obok ciepłą herbatę.
- Nie mogę zmusić cię do jedzenia, ale na twoim miejscu zjadłbym coś. Bez pokarmu człowiek jest trupem, a gdy człowiek jest trupem, to jest mi smuto - powiedziałem, mając nadzieję, że nie wskoczy na mnie. Podobno Pagie tak bardzo się wystraszyła tej dziewczyny, że musiała zaparzyć sobie melisy na uspokojenie.
 Odriee nie reagowała. Była pogrążona we własnym świecie, ignorowała wszystko i wszystkich. Tak, jak większość chorych psychicznie ludzi, wpatrywała się w ścianę, jakby ta była pomalowana na tysiące kolorów. Tymczasem była to tylko zwykła, zniszczona ściana.



_______________________________________________________________

Witajcie :D
Tak oto zakończył się rozdział 5. 
Piszcie śmiało komentarze, nie gryziemy ;)
~ Obli Viate
~ Carrie SS.

7 komentarzy:

  1. Harry nie lubi grać w piłkę ?! :>
    Hahaha nie wyobrażam sobie Lou kopiącego kosz na śmieci, lecz pewnie byłby to zabawny widok :D
    Ciekawe o czym śniła Bianca .. ^^
    Co on jej chciał zrobić, pocałować ją ? Przecież, powinien wiedzieć, że Bianca nie jest gotowa na takie incydenty..
    Tak trzymaj Bianca, wyganiaj tą przebrzydłą blondyneczkę ! :D
    Harry... 8 rano to, przecież nie jest tak wcześnie ! -,-
    Tak, tak się tłumacz Harry ! Podbiegłeś do niej bo Ci się spodobała :D
    Zgadzam się z Harrym, powinno być głosowanie na szefa ! xd
    Coś mi się zdaję, że nasz pan lokowaty nie będzie miał łatwo z Odriee :P
    Rozdział genialny ♥ Kocham to ff i jego autorki ♥ :*
    Czekam na następny :)

    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękujemy za Twoje komentarze! ^^ To dla nas naprawdę wiele znaczy, gdy ktoś skomentuje naszą pracę.
      Również pozdrawiamy cieplutko :*

      Usuń
    2. Chciałam tylko dodać, że Lou nie próbował pocałować Bianki, to jej się śniło ;)

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba wasz blog. Mogę go nazwać nawet swoim ulubionym :) Jestem niecierpliwa, dlatego od razu uprzedzam, że chce kolejny świetny rozdział. Co do tego, jest on niesamowity. Gdy go czytałam, czułam jakbym odkrywała nowy, nieznany świat. Mam wrażenie, że jestem przy bohaterach tego opowiadania i wyobrażam sobie sytuację znajdujące się w tekście.
    Weny misiaki, i mam nadzieję na szybkiego nexta :D ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielkie dzięki za komentarz! Mamy nadzieję, że następne rozdziały również Ci się spodobają :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Dopiero przeczytałam rozdział, chociaż już dawno wyświetlał mi się na stronie głównej bloggera. Kurczę, nie mogłam się za niego zabrać! Ale już jestem. A więc tak: jak na razie kocham Louisa. Dobra, nieważne kogo by grał, to i tak go kocham, serio. Nie ma opowiadania, w którym nie wielbiłabym go. Jeśli chodzi o dziewczyny, to jeszcze żadnej za bardzo nie poznałam, ale skłaniam się ku Blance. Okej, mi tutaj coś nie pasuje. Tyle czasu były przetrzymywane z tym okrutnym człowiekiem i teraz znowu są odizolowane od społeczeństwa, świata. Zamknięte w czterech ścianach jakby były temu wszystkiemu winne. Moim zdaniem zamknięcie ich w psychiatryku tutaj nie pasuje. Rozumiem, że mogą mieć problemy z psychiką, ale gdzie są ich bliscy? Gdzie rodzina, która wspierałaby je? Halo, coś tutaj nie gra. Ale oczywiście opowiadanie jak najbardziej świetne. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam, Weronika z http://terrible-revenge.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za komentarz, spokojnie rodzina się niedługo pojawi, po prostu nie chciałyśmy wszystkiego pchać na raz, bo nie byłoby tak ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń

Theme by violette