piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 10 Please, don't

Muzyka: Zara Larsson - Uncover

Umrzemy
To jest tylko kwestią czasu
Ciężkie czasy nadchodzą
Dobre czasy odchodzą
Albo odejdę w mgnieniu oka
Albo będę tutaj do gorzkiego końca
Nigdy nie wiem
Co z tego co mam sprawi, że poczujesz się żywsza



                                                           ~BIANCA~

 Dyrektorzy przeszli po chwili, pogrążeni w ożywionej rozmowie, nie zwracali uwagi na nic wokół. Odczekałam jeszcze kilka chwil, po czym zabrałam rękę i po omacku poszukałam włącznika światła.
 Zmrużyłam oczy, kiedy zrobiło się jasno. Okazało się, że pomiędzy mną, a chłopakiem jest tylko kilku centymetrowa przerwa. Odsunęłam się gwałtownie, potykając się o coś metalowego. Upadłam, potrącając drugą szafkę, która znajdowała się za moimi plecami. Kolejne rolki papieru posypały się na nas. Leżeliśmy oboje na podłodze, tonąc w papierze toaletowym. Podniosłam wzrok na pielęgniarza i przez chwilę patrzyłam mu w oczy, po czym oboje się roześmialiśmy.
 Pierwszy raz od dwóch lat śmiałam się tak głośno, jak tylko mi na to pozwalały płuca. Po paru minutach rozbolał mnie brzuch. Już nie pamiętam kiedy ostatnio tak cieszyłam się z bólu. Chłopak wstał i wtedy rozpoznałam w nim mojego opiekuna.
- Och - mruknęłam, opanowując się już całkowicie. - To ty. Co tu robisz?
Podał mi rękę, by pomóc mi wstać, ale zignorowałam ją. Wstałam, otrzepując tyłek z niewidzialnego kurzu.
- To ja powinienem cię o to zapytać. Powinnaś być teraz u siebie. Za chwilę Pagie przyjdzie do twojego pokoju, żaby zabrać cię na badania. - zmarszczył brwi.
- No tak. Drzwi były otwarte. No to sobie wyszłam - wyjaśniłam, z uśmiechem. Pokręcił głową i schylił się, by pozbierać rolki.
- Co tu robiłeś? - zapytałam, układając papier z powrotem na półkach.
- Dyrektor zamówił kolejne paczki papieru i musiałem je tu poustawiać - mruknął, niezadowolony.
- Wydaje mi się, że wystarczy go na co najmniej rok - zauważyłam. Wzruszył tylko ramionami.
- Powinnaś wracać do siebie. Nie mogą cię tu zobaczyć. Tym bardziej ze mną - uniósł brew, odwracając się do mnie. Westchnęłam.
- Pewnie powinnam. Ale chyba gorzej będzie, jak zobaczą mnie samą, spacerującą sobie po korytarzu. Lepiej chodź ze mną. Zawsze możesz powiedzieć, że oprowadzałeś mnie po budynku.
- Już to robiłem - zauważył, wychodząc z komórki i rozglądając się po korytarzu.
- Co z tego? Siedzenie cały dzień w pokoju robi się nudne.
Zaśmiał się cicho i zamknął na klucz papier.
- Żeby nikt go nie ukradł - wyjaśnił przyciszonym głosem. Uśmiechnęłam się. Ruszył w kierunku mojego pokoju, a ja za nim.
 Drzwi były nadal otwarte i wyglądało na to, że nikt tego nie zauważył. Pielęgniarz zaprosił mnie ręką do środka i złapał za klamkę. Odwróciłam się gwałtownie.
- Czekaj. - Uniósł głowę i przyjrzał mi się. - Jak masz na imię?
Uśmiechnął się, wkładając klucz do dziurki.
- Louis - po czym zamknął drzwi i przekręcił klucz.


                                                        ~ HARRY~

 Gdy tylko przekroczyłem próg drzwi sali dla pracowników, złapała mnie nasza pani kierownik.
Pewnie będzie chciała wiedzieć, jak poradziłem sobie z panem Moore. Zapytała, tak jakby czytała mi w myślach.
- I jak? Poszedł sobie?
Kiwałem głową, zabierając z niewielkiej lodówki wodę. Podczas gdy ja piłem, Gretta nie spuszczała ze mnie wzroku. W końcu nie wytrzymałem jej dziwnego spojrzenia i spytałem o co jej chodzi. Kobieta wypuściła ze świstem powietrze, tak jakby chciała wypluć wszystkie niepotrzebne myśli, po czym machnęła ręką.
- Jestem najzwyczajniej w świecie zdziwiona. Bardzo zdziwiona - oznajmiła, a potem sięgnęła po dossier z metalowej szafki. Przez chwilę czytała coś w dokumentach, ale przeszkodził jej Louis. Chłopak wparował do pomieszczenia jak burza.
- Louis! Mówiłam ci, żebyś tak nie robił! - zawołała z wyrzutem kobieta. - Zawału kiedyś dostanę - dodała ciszej, a jej rozszerzone oczy wróciły do kartki.
- Wybacz, Margretto. Przyszedłem ci powiedzieć, że pan dyrektor cię wzywa - powiedział, podpierając się w bokach. Wszyscy wymieniliśmy się spojrzeniami. Hetfield wzywa do siebie zazwyczaj, gdy chce kogoś ochrzanić. Nie jeden pracownik wylądował u niego na dywaniku. Ja na szczęście nie. Jeszcze.
- To coś ważnego? Mówił ci coś? - pytała Gretta, trochę wystraszona. Myślę, że ona nie bała się samego dyrektora, ale miałem przeczucie że Margretta nie chce stracić posady. Dobra jest w tym co robi, pracownicy, jak i pacjenci ją lubią, to dzięki niej jeszcze nie zwariowałem przez państwo Hetfield. W najgorszych koszmarach nie chciałbym śnić o pani Anabell Hetfield jako naszej kierowniczce. Przed moimi oczami ukazał się odrażający obraz pani dyrektorowej, a na jej twarzy ten szatański uśmiech - jedyny rodzaj uśmiechów z jej listy.
Po chwili zauważyłem, jak mój przyjaciel macha dłonią, centralnie przed moją twarzą.
- Ziemia do Smith'a - wymruczał Louis, bacznie mnie obserwując, tak jak kilka minut temu Gretta.
- Wszystko okej? Jakiś dziwny jesteś - zauważył, po czym rozsiadł się wygodnie na kanapie.
Uniosłem brwi i już chciałem powiedzieć, że niedawno musiałem wyprowadzić pijanego ojca Odriee ze szpitala, ale powstrzymałem się. Po jakiego grzyba wszyscy muszą o tym wiedzieć?
- Jest dobrze - wysiliłem się na uśmiech. Na szczęście chłopak o nic więcej nie pytał.
Kątem oka spojrzałem na dossier, który zostawiła Gretta na widoku. Ne wiem dlaczego, ale jego zielony kolor podpowiadał mi bym zaglądnął do niego. Przez chwilę rozważałem czy powinienem to robić, bo pani kierownik raczej nie pozwoliłaby aby ktokolwiek grzebał w dokumentach pacjentów. Byłem jednak bardzo ciekaw co znajduje się w środku. Podszedłem do stolika i gdy już wyciągnąłem dłoń by zabrać dossier, Louis głośno chrząknął. Rzuciłem mu pytające spojrzenie, choć sam wiedziałem, co chodzi mu po głowie.
- Harry, zostaw. To nie twoje. - Zdziwiłem się, gdy to powiedział. Louis, człowiek który zachowuje się jak dojrzewający nastolatek, mimo tego że jest już dorosły, mówi mi że mam nie ruszać czegoś co nie jest moje. Ha! Czyżby Tomman w końcu zmądrzał?
- Daj spokój Louis. Tylko zerknę. - obiecywałem, choć sumienie wręcz krzyczało, że i tak złamię dane słowo. Chłopak leniwie westchnął i przewrócił oczami, kładąc się na kanapie. Mogę przyznać, że właśnie zamieniliśmy się swoimi rolami.

                                       ~ BIANCA ~

 Leżałam na łóżku i przeglądałam magazyn, który przyniósł mi Louis. Moją uwagę przykuło szuranie klucza w dziurce. Podniosłam się do pozycji siedzącej i na wszelki wypadek schowałam czasopismo pod poduszkę. Do sali weszła pielęgniarka, która raz już u mnie była, wtedy, kiedy śnił mi się mój opiekun. Spojrzałam na nią. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Zabieram cię na badania - wyjaśniła, patrząc gdzieś na ścianę obok mnie. Nie lubię jej. Nie pasuje do tego miejsca, jest zbyt słodka. Kiwnęłam głową, choć możliwe, że tego nie zauważyła. Wstałam z łóżka i podeszłam do niej. Popatrzyła mi prosto w oczy i przełknęła ślinę. Zawsze mnie zastanawiało, czemu ludzie przełykają ślinę, kiedy się boją. To niedorzeczne, kiedy od strachu aż zasycha w gardle, skąd bierze się ślina?
- Idziemy, czy nie? - odezwałam się, a ona wypuściła cicho powietrze.
- No tak, tak idziemy.

                                                           ~HARRY~

  Już pierwsza strona mnie zainteresowała. Na środku dokumentu, który przybierał powoli kolor pergaminu, pisało tłustą czcionką: Odriee Gina Moore
Moje oczy skanowały każdą nową wiadomość o naszej pacjentce, dowiadywałem się coraz więcej.  Dziewczyna ma siedemnaście lat, urodziła się czwartego kwietnia w Ameryce, w stanie Kalifornia. Mieszkała z rodziną w słonecznym San Diego, dlatego zdziwiłem się, że jej rodzice postanowili przenieść się do Londynu, w którym często pada deszcz. Z dokumentów wyczytałem, że Odriee chodziła do amerykańskiej szkoły w Wielkiej Brytanii. Zjechałem wzrokiem na podłużną rubrykę, w której wpisane było: Rodzice lub prawni opiekunowie pacjenta/tki. Obok w kolumnie został wpisany ojciec Odriee, Danny Moore, którego już zdążyłem poznać. Przed moimi oczami ukazała się postać pana Moore, który wyglądał jak bezbronne dziecko, gdy posłał mi pełne żalu spojrzenie. Mógłbym przysiąc, że właśnie takim samym spojrzeniem obdarowała mnie jego córka, kiedy to pierwszy raz znalazłem się w jej sali. Nie patrząc na ubiór, postawę i zachowanie, pod jakimś kątem są do siebie podobni. Ta sama głęboka czerń - niemal przerażająca - wypełnia ich oczy, a sposób patrzenia bez dwóch zdań dziewczyna odziedziczyła po ojcu. Nie musieliby nawet robić testów na ojcostwo - tak pewnie powiedziałby mój przyjaciel, Louis.
- I co tam wyczytałeś, hm? - zapytał Louis, wykręcając sobie palce, co sprawiało że przeszedł po mnie dreszcz. Okropny dźwięk łamanych kości. - Czyje to w ogóle? - dołączył kolejne pytanie, gdy jeszcze nie zdążyłem odpowiedzieć na pierwsze.
- To dokumenty Odriee. Nic tu ciekawego... - skłamałem, by udawać niewzruszonego. Moje usta lekko otworzyły się, gdy przeczytałem, że matka naszej pacjentki nie żyje. Louis mówił coś do mnie, ale ta informacja nie mogła być dla mnie obojętna, dlatego ignorowałem go. Jasne, ludzie codziennie umierają, to rzecz całkiem naturalna, ale byłem pewien że Odriee o tym nie ma pojęcia. Dlaczego? Bo z dokumentów wynikało, że jej mama nie żyje od pięciu miesięcy. Nie podali przyczyny zgonu, ale wydawało się to lekko podejrzane. Przygryzłem wargę, bo dopadły mnie wyrzuty sumienia. Nie wiem jak musi się czuć tata Odriee, ale to pewnie jedno z najgorszych uczuć jakie może istnieć. Porwano mu córkę, a potem śmierć odebrała mu żonę. Nie powiem, byłem w lekkim szoku i aż sam zdziwiłem się, że to wszystko mnie tak poruszyło.
- Harry, wszystko w porządku? - Szybko odłożyłem dossier na stolik, a Lou pewnie wyczuł moje zdenerwowanie. Powiedz coś w końcu, bo będzie cię dręczył cały tydzień - podpowiadało sumienie.
Zdałem się na blady uśmiech, który nie wywołał u przyjaciela żadnej reakcji. Pewnie się domyśla.
- Tak, jest okej. Dlaczego pytasz? - Postanowiłem udawać, że nie wiem o co mu chodzi. Niestety nie jestem zbyt dobrym aktorem, o czym Louis dobrze wie. Chłopak wywrócił teatralnie oczami, śmiejąc się sarkastycznie.
- Pytam, bo jeszcze minutę temu miałeś twarz bladą jak ściany psychiatryka. Co tam przeczytałeś?
- Jak już mówiłem, nic ciekawego. - Odwróciłem wzrok, ale chłodne spojrzenie mojego przyjaciela nie dawało za wygraną. Czy on czytał w moich myślach?
- Rozumiem. - Pokiwał głową rozbawiony, a moje mięśnie się rozluźniły. Czy teraz da mi spokój?
- Panna Moore ma chłopaka, tak? To tak bardzo cię zmartwiło? - Usłyszawszy te dwa pytania, zerknąłem na niego poirytowany. Pomyliłem się. Louis Tomman nadal jest tym dojrzewającym nastolatkiem, który widzi świat tylko w ciepłych barwach. Nie wiem co ten wesoły człowiek robi w szpitalu psychiatrycznym, gdy ma wiele możliwości na łatwiejszą i mniej stresującą pracę.
- A ty tylko o jednym - odparłem znudzony tą niedojrzałą rozmową. - Z resztą Louis... nie uważasz, że twoje pytanie było trochę... dziwne? - włożyłem dłoń do kieszeni, by wyciągnąć telefon. Za półtorej godziny muszę iść po Odriee. Dziś są badania, których nie może pominąć.
- Dziwne? - Zdziwiony moją uwagą, zabrał garść paluszków ze szklanki. - Uważasz, że było to jedno z tych dziwniejszych pytań, jakie mogłem ci zadać? - Roześmiał się, a potem wepchał do ust trzy cienkie paluszki, które zaraz rozgryzł zębami. - Cóż, mój przyjacielu. Nie, nie uważam że było to dziwne pytanie. Dlaczego tak sądzisz?
On chyba nie wiedział co mam na myśli. Założyłem ręce na klatce i wypuściłem powietrze ze świstem. Czasami sposób myślenia Louisa jest ciężki do ogarnięcia.
- Wyobraź sobie Louis, że ja już jestem dorosły. Mam dwadzieścia trzy lata, chłopie. - przypomniałem mu, a brunet nadal nie widział w tym nic nie odpowiedniego. Machnąłem ręką, dając spokój temu tematowi.
Skończyłem dyskusję z chłopakiem, ale on wciąż czekał na moje wyjaśnienia, na co moja twarz przybrała zaskoczony wyraz. Napełniłem płuca powietrzem i gdy już stałem obok Louisa, złapałem za jego ramię.
- Znajdę kogoś w swoim wieku, Lou. - puściłem mu oczko, po czym opuściłem salkę dla pracowników, zostawiając mojego przyjaciela z samym sobą. I paluszkami.


___________________________________________________________________________


Woah, nowy rozdział :D
Przepraszamy, że tak późno i w ogóle. Starałyśmy się zdążyć jeszcze w 2015 ale nie wyszło, niestety :(
Za to życzymy wam udanego 2016 roku, dużo zdrówka, radości i jedzenia ^^
Mamy nadzieję, że rozdział wam się spodobał i będziecie czekać na kolejny, który pojawi się już niedługo :)
Postaramy się już trzymać terminów, obiecujemy :D
Enjoy!
~ Obli Viate
~ Carrie SS.

6 komentarzy:

  1. Moje drogie misie, dlaczego ten rozdział jest taki krótki? :( No, ale chociaż coś jest i bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam nowy rozdział :) Rozśmieszył mnie ten moment z papierem, heh :p Wiem, że już to pisałam, ale chcę więcej Odriee! ♥
    Weny kochane, i do następnego rozdziału ♥ ♥ ♥
    A no i oczywiście Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku (tak wiem spóźnione, ale mam nadzieję, że mi wybaczcie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz :D Rozdział krótki, bo z wena gdzieś jakby uciekła, ale bierzemy się już za pisanie, bo nowe pomysły mamy ^^ wybaczamy, wybaczamy, wszystkiego dobrego w Nowym Roku :D

      Usuń
  2. Kiedy nowy rozdział ?? Świetnie piszecie i byłoby jeszcze milej gdybyście troszke dłuższe te rozdziały pisały :)
    Pozdrawiam i życze weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz :D Rozdział już niedługo się pojawi ;)

      Usuń

Theme by violette